Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi LeeFuks z miasteczka Warszawa ul. Głębocka . Mam przejechane 60481.95 kilometrów w tym 1216.17 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.59 km/h i mam na wszystko...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy LeeFuks.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 46.57km
  • Czas 02:46
  • VAVG 16.83km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śródziemie 2019 (Dzień12) Hiszpania/Portugalia: Huelva-Villa Real de San Antonio

Niedziela, 26 maja 2019 · dodano: 02.01.2020 | Komentarze 0

Noc spokojna, chociaż dużo rosy. Bez tropiku można sobie całą noc patrzeć na niebo..
Z mojego super materaca, chyba uchodzi powietrze – w nocy muszę dopompować. Pewnie na tych kolcach na przedostatnim noclegu przebiłem.
Rano, przepiękny widok. Spokojny ocean – kilku wędkarzy. Jemy w milczeniu patrząc na wodę. Nie mogę się powstrzymać i na pożegnanie kąpię się jeszcze w dość chłodnej, ale jak dla nas Polaków w akceptowalnej wodzie ;-p.
Pierwszy etap na dziś to dojechać do Ayamonte, skąd małym promem przepłyniemy Rio Guadiana, a tym samym pokonamy granicę z Portugalią. Drugi etap to Faro i tam zobaczymy, czy będzie pociąg do Lizbony.



Trasa mija nam szybko, po drodze dużo kolarzy i kilku sakwiarzy. Jest nawet dziewczyna z US która sama śmiga tutaj sama po okolicach. Chcemy być jak najszybciej w Ayamonte, więc ciśniemy co sił w nogach.


Na miejscu jesteśmy o 13.30 – prom zgodnie z planem o 14tej. Koszt 3,10E z rowerem.
Po przeprawie jemy obiad i planujemy co dalej.






Ostatni pociąg do Lizbony odchodzi dzisiaj o 18tej więc mamy 3h żeby pokonać 60 km. W zasadzie kaszka z mleczkiem. Jednak chłopcy nie chcą ryzykować spóźnienia, więc decydujemy się na pociąg z najbliższej możliwej mieściny do Faro i potem na spokojnie złapiemy pociąg do Lizbony.
Na stacji – cisza, spokój. Portugalia wita nas podobnie jak Espańa. Powoli. Czekamy, ale po 20 minutach od planowanego odjazdu idę zapytać co się dzieje. Czyżby powtórka z Maroka? Rozkłady sobie, a pociągi sobie? W Hiszpanii, wszystko co do minuty, a tutaj taka niespodzianka..
Patrzę, tak sobie na ten dworcowy zegar i po chwili dochodzi do mnie, że to inny kraj i może jakaś zmiana czasu jest grana? Dokładnie, o godzinę.. Ech, daliśmy du.. Można było spokojnie jechać na kołach.
Z Mariuszem jedziemy w miasteczko, a Pyjter odpoczywa na dworcu.
Pociąg przyjeżdża punktualnie – jest to spalinówka podobna jak u nas na Podlasiu.
Konduktor bardzo miły, płynnie po angielsku informuje nas o wszystkim. W Faro jesteśmy jakieś 20 minut prze odjazdem pociągu do Lizbony.
I tutaj kolejny w dzisiejszym dniu zonk. W sumie to wisiał (przynajmniej u mnie w głowie) od samego początku. Okazuje się że miejsca w naszym pociągu są, ale nie dla rowerów.. Znamy, znamy. Następny pociąg jutro 14ta.. Q.. jednak rower to najpewniejszy środek lokomocji. Próbuję jeszcze coś tam gadać do biletera, ale nie ma opcji. Jutro. Kupujemy w ciszy i domyślam się co chłopcy teraz myślą.. ale co zrobić, trudno. Zostajemy w Faro, zobaczymy, co ma do zaoferowania.
Na dworcu poznajemy jeszcze dziewczynę z Gdańska, która przyjeżdża do Portugalii na surfing. Mamy czas, więc sobie trochę gadamy
Na koniec jeszcze chaotyczna próba skorzystania z autobusu, ale nie da rady, rowery muszą być rozłożone i spakowane. Odjazd za 10 minut. Olać to!
Znajdujemy najtańszy hostel ze śniadaniem – 37E za nas wszystkich i jedziemy tam. Ja śpię sam, chłopcy wspólnie.
Idziemy w miasto, cały czas myśląc że Lizbona nam uciekła. Mieliśmy mieć cały dzień na jej zwiedzanie, a teraz będziemy mieli tylko kilka godzin..
Faro to małe miasteczko, ale przez tanie linie lotnicze przezywa ostatnio dość duże oblężenie turystów. I to jak niestety jest jego przekleństwem…
Zaraz obok naszego hostelu jest park w którym lokalne społeczności zorganizowały święto ślimaka. Festyn jak się patrzy, ludzie tańczą, jedzą, bawią się. Stoiska z pysznym zmrożoną Sangrią, ślimaki, krewetki i inne lokalne specjały. Piotrek decyduje się na ślimaki – pierwszy raz w życiu. Próbujemy wtopić się w ludzi, ale ta Lizbona nas mega zdołowała. Czuję, ze chłopaki najchętniej poszliby spać.
Po festynie, idziemy jeszcze w miasto. Szukamy starej części – ładna klimatyczna. Ale w pozostałej części miasta, szału nie ma. Faro to fajne portowe miasteczko, ale opanowane przez masę dość drogich restauracji, sklepów, które zabijają klimat tego miasteczka. Nie widzę, żadnych małych, klimatycznych knajpek w których można zjeść za rozsądne pieniądze. Wracamy do hostelu, zahaczając jeszcze o festyn. A tam super – ludzie dalej jedzą, bawią się. Zupełnie inaczej. Ale nie widać tutaj, żadnych turystów.
Też nachodzi mnie taka myśl, że Portugalia różni się jednak od Hiszpanii. Chociażby tym jak rozmawiają ludzie. Tam głośno, emocjonalnie. Tutaj zdecydowanie spokojniej, aczkolwiek równie jak w Hiszpanii widać że to jest ważny element tej społeczności. Jakoś Ci ludzie Polaków mi przypominają, tylko że bardziej uśmiechnięci ????






Kategoria abroad



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dziej
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]