Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi LeeFuks z miasteczka Warszawa ul. Głębocka . Mam przejechane 60481.95 kilometrów w tym 1216.17 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.59 km/h i mam na wszystko...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy LeeFuks.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4397.51 km (w terenie 129.00 km; 2.93%)
Czas w ruchu:254:34
Średnia prędkość:17.27 km/h
Maksymalna prędkość:60.21 km/h
Suma podjazdów:18724 m
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:102.27 km i 5h 55m
Więcej statystyk
  • DST 98.87km
  • Czas 05:41
  • VAVG 17.40km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Śródziemie 2019 (Dzień 6) Maroko: Lac de Tislit-Barrage Ahmond El Hansali

Poniedziałek, 20 maja 2019 · dodano: 20.07.2019 | Komentarze 0

Śniadanko na patio, gospodyni donosi nam herbartę i owoce, jest bardzo przyjemnie. Zresztą wczoraj tez nam przynosiła jakieś orzeszki, ciasteczka, herbatę. Jest strasznie miła i fajnie nastawiona do turystów.
Dzisiejszy dzień będzie kombinowany – tj. musimy trochę podjechać - czymkolwiek. Najlepiej jak najdalej. Czas leci nieubłaganie, samolot nie poczeka.. Nie powiem trochę mnie to stresuje.
Zaczynamy od nawet fajnych górek, potem trochę pod górę i w dół. I tak cały czas. Wieje, ale jest mega gorąco. Podjazdy zacne.
Na jednym z postojów Piotrek odruchowo macha ręką i zaraz zatrzymuje się pickup z dwoma kolesiami, którzy chcą nas podwieźć do El-Ksib. To jakieś 50 km od Kenifry. Super!! Od razu taki prezent? Niemożliwe.. Siadamy na pace – okazuje się, że z kurami, a Mario siada do kabiny. Pogada sobie trochę ????
Samochód mknie bardzo szybko, jedziemy cały czas w górę, mnóstwo serpentyn i pięknych widoków. Za Chiny byśmy dzisiaj nie zrobili planowanego odcinka..
W mijanych wioskach cały czas biednie, choć powoli zaczyna się robić coraz bardziej zielono, a z tym również zmienia się wg mnie i status okolicznych mieszkańców.
Chłopaki nie chcą wziąć kasy, ale Mariusz się upiera i daje im chyba 50 dah. Zapisują mój telefon i puszczają sygnał. W razie problemów mamy dzwonić ????
Samo El-Ksib okazuje się bardzo ciekawym miejscem. Szkoły, parki – infrastruktura jak na Maroko high level.
Chcąc wykorzystać dobrą passe stopową próbujemy zatrzymać kolejną podwózkę – oby dalej- ale bezskutecznie.
Do jeziora nad którym planujemy się rozbić mamy jakieś 30 km. Po drodze mijamy już zupełnie inne Maroko – osiołki zostały zastąpione przez traktory, kombajny i inne maszyny. Jest tutaj cała masa plantacji oliwek. Chyba to powód tego dobrobytu.
Nocleg w malowniczym miejscu, ale na samych kamieniach. Ale widoki, niebo a po zmroku księżyc rekompensują wszystkie niedogodności..






Kategoria abroad, Góry


  • DST 81.34km
  • Czas 06:45
  • VAVG 12.05km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śródziemie 2019 (Dzień 5) Maroko: Ait Moussa Wichou-Lac de Tislit

Niedziela, 19 maja 2019 · dodano: 06.07.2019 | Komentarze 0


Rano dość chłodno jak na dotychczasowe temperatury. Noc była fajna, mocno świecący księżycek pięknie oświetlał nam góry.
O 6.30 na pobliskie pole zaczęły przyjeżdżać kobitki do roboty. Ale jakoś nie pokazywały po sobie zdziwienia że nas widzą.
Po śniadaniu ciśniemy mocno do góry i tak przez dobre kilka godzin..
Widoki piękne, podjazdy nie są jakieś masakryczne, ale za to non stop pod górę. I tak jedziemy w zasadzie do 13tej.Wspinamy się na wysokość ok 2900 mnpm.
Po drodze oprócz pięknych widoków w zasadzie nie ma ludzi. Dwa razy tylko spotykamy dwóch pasterzy – raz chłopaka, drugi podchodzi do nas pasterz który chce od nas cokolwiek. Coś do jedzenia, jakąś kasę, to może chociaż sandały.. w końcu daję mu swojego batonika.
O 13tej jest mega gorąco i potrzebujemy odpocząć. Znajdujemy malutkie schronisko gdzie chcemy coś zjeść i odetchnąć. Miły chłopak proponuje nam wege omlet lub tagine bez mięsa. Decydujemy się na to drugie. W między czasie herbatka, orzeszki i inne frykasy. Chłopak nazywa się Mohamed i trochę zna angielski i francuski, ale za to nie potrafi czytać ani pisać nawet po swojemu. Przez 1,5 godziny próbujemy jakoś się dogadać. Mohamed opowiada nam o sobie my o sobie. O naszych rodzinach, o życiu w swoich krajach. Pokazujemy sobie zdjęcia najbliższych. Jemy smaczny obiad, świeży chleb, pomarańcze, ładujemy akumulatory robimy ostatnie zdjęcia i dalej w trasę. Fajnie, że tutaj zajechaliśmy. O to właśnie chodzi.
Od tego miejsca trasa przestaje piąć się w górę, teraz zjeżdżamy i to cały czas. „Niestety” nie ma pięknego asfaltu, więc nie można odpocząć i zjechać specjalnie szybko. Za to widoki cały czas majestatyczne. Po drodze mijamy kilka wiosek, ale chcemy jak najszybciej o nich zapomnieć i to nie przez to, że biednie. Dzieciaki widząc nas udając chęć przybicia 5 tki starają się wyciągnąć cokolwiek z sakw lub roweru. Po kilku takich próbach, widząc z dala wioskę formujemy się w zbitą grupę i bez zwalniania walimy przez przed siebie. Szkoda, bo wcześniej taka konfrontacja była bardzo miła i dawała nam dużo radości. Tutaj po nieudanej próbie dostania czegoś, dzieciaki są nawet w stanie rzucić w Ciebie kamieniem lub przynajmniej splunąć. Ale powiedzmy, że to ekstremalny wyjątek na naszej trasie. W większości miejsc wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Dojeżdżamy do Agudal gdzie wracamy na asfalt. Tutaj od razu widzący nas z daleka miejscowy podjeżdża do nas na swoim motorku i proponuje nocleg. Jak się dowiaduje, że jesteśmy z Polski od razu się uśmiecha i opowiada, że niedawno spali u niego ludzie z Poznania. Tutaj też jest pierwszy sklep jaki spotykamy od rana.
W Maroku prawie w każdym miasteczku jest jakaś osoba która zna choć trochę angielski i jest chętna pogadać, pomóc. I nie jest to podyktowane chęcią zarobienia na nas.
Noc spędzamy nad turkusowym jeziorem Tislit.
Chłopaki chcą podładować sprzęt więc decydujemy się na nocleg pod dachem. 100 dah za osobę, ale mamy prąd, ciepłą wodę. Gospodyni rejestrując mnie wypytuje czy jestem dziennikarzem, bo jak tak to musi to zaznaczyć w swojej księdze o zgłosić na policji.
Cały czas jesteśmy w plecy jeden dzień. Jutro zaplanowane 130 km, ale być może spróbujemy złapać jakiegoś stopa, żeby podciągnąć brakujące kilometry – może dojechać do Kenifry lub Ifrane.

Kategoria abroad, Góry


  • DST 79.09km
  • Czas 05:34
  • VAVG 14.21km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śródziemie 2019 (Dzień 4) Maroko: Ait Arbi-Ait Moussa Wichou

Sobota, 18 maja 2019 · dodano: 27.06.2019 | Komentarze 0

Tym razem noclegownia w nocy to istna ptaszarnia. Całą noc śpiewy i ćwiergolenie. Cudnie. Budzimy się około 5.30. Mycie w rzece i gotowi do drogi. Obok naszego noclegowiska coraz więcej miejscowych chodzi dróżkami wzdłuż rzeki na pola chyba. A to chłopiec na osiołku, a to jakaś pani z dziećmi. Na koniec jakiś pan pokazuje nam jak najszybciej się stąd wydostać. Wszystko z uśmiechem. Temperatura od rana dość spora. Ale jedzie się przyjemnie. Dzisiaj zaczynają się prawdziwe górki. Jedziemy dalej doliną Dades, inaczej doliną tysiąca kazb, albo jeszcze inaczej doliną róż. Chociaż dolina róż to była wczoraj, piękne zapachy, mnóstwo manufaktur wytwarzających olejek z róży. Dzisiaj za to wspaniałe kontrasty zieleni z surowymi, kolorowymi górami. Wzdłuż rzeki która dolinę tworzy cały każdy centymetr pola jest wykorzystany pod jakieś uprawy. Widać też po ubiorach, czystości ludzi, że przekłada się to bezpośrednio na ich majętność. Może nie powoduje z tych ludzi bogaczy, ale na pewno daje jedzenie i być może i dodatkowy zarobek. Wydaje mi się, że też strona rzeki ma znaczenie jeżeli chodzi o majętność. Po prawej domy wyglądają na biedniejsze, po lewej bogatsze.



Trasa robi się stroma, jedziemy cały czas pod górę. Ale widoki zapierają dech w piersiach. Jakże inne góry od tych w Gruzji czy fiordów norweskich. Ale przepięknie. Czerwone, żółte, brązowe. Podłużne, owalne, piaskowe, żwirowe, skałki. Nie można się napatrzeć i co chwila robiło by się zdjęcia. Wąwóz Todra zgodnie z oczekiwaniami – równie piękny.
Dzisiaj na trasie nie było żadnego większego miasta, jeden czy dwa sklepy. Same wioski i jedno mniejsze „miasteczko”. Też wszystko straszne zróżnicowane. Do wąwozu Todra – chyba lepiej rozwinięte, mieszkańcy majętniejsi. Wszystko co za – straszna bieda. Ale dzieciaki uśmiechnięte, co chwila wystawiające piątkę, chcące się przywitać, czasami cos spsocić.
Za wąwozem droga pusta, nie ma żywej duszy. Jedynie chyba strażnik jakiś jedzie i pyta nas czy czegoś nie potrzebujemy – podwózki, wody. Ale my mamy wszystko.






W jedynym „miasteczku” chłopak imieniem Mohamed pomaga mi kupić chleb, załatwia darmowe warzywa i ogólnie jest bardzo miły. Miano „miasteczko” jest trochę na wyrost – jest biednie i strasznieśmierdzi z miejscowego targowiska. Za to z daleka słychać piękne brzmienie bongosów.
Mohamed pracował w Niemczech, zna niemiecki i trochę angielskiego. Nie jest to typowy my friend, staramy się jakoś porozumieć, i pogadać
Ech, mam podobne skojarzenia i przemyślenia jak w Gruzji rozmawiając z miejscowymi chłopakami. Jakie to wszystko pokręcone. Dwoje ludzi w tym samym wieku, a jakie inne życia… jakie inne marzenia..
Potem jeszcze spotykamy prawdziwego my frienda w jakieś wiosce przy sklepie, który przy okazji chyba tez jest czymś w rodzaju świetlicy. Ale koleś tez pomaga i nie chce nic w zamian. Robimy sobie nawet wspólne zdjęcie pod sklepem.
Mówi nam o campingu, o którym nie mamy pojęcia, a chętnie byśmy z niego skorzystali. Jedziemy tam i okazuje się że Ramadan - kuchania i schronisko jest zamknięte. Ale będący tam opiekun/właściciel pozwala nam rozbić na terenie namioty, podładowuje nam telefony i w ogóle jest ok.
Na koniec dnia uczta, bo zasłużyliśmy na nią dzisiaj. Super dzień chociaż mocno dał nam w kość.

Kategoria abroad, Góry


  • DST 76.15km
  • Czas 04:24
  • VAVG 17.31km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płn Norwegia 2018 (Dzień 12): Nordkjosnbotn-Tromso

Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 01.01.2019 | Komentarze 0


Ostatni rowerowy dzionek. Pogoda z rana "standardowa" i chyba już nikogo nie dziwi, smuci etc - śnieg z deszczem, wiatr i takie tam. WG YR około 11tej będzie okienko - więc czekamy na nie. Najpierw wieje jak cholera, potem po zjeździe na główną trasę i wtedy trochę się wszystko uspokaja - czasami wieje, czasami kropi. Trasa jak to trasa - było by super gdyby nie TIRy. Ale za to 40 km od TRomso jest boczna droga, potem ścieżka i super i tak do końca. Bliski finish powoduje, że jedziemy już bez spiny - częste przystanki, zdjęcia i ostatnie zachwyty. Jeszcze raz popatrzeć na górki, na morze.
W Tromso jesteśmy około 18tej. Tym razem będziemy spali w hostelu - za 540 NOK.Dzisiaj i jutro chcemy pozwiedzać to dziwne miasto - pełne kontrastów ale i typowego dla Norwegów klimatu.






Podsumowując wyjazd:
Termin - maj-czerwiec w tej części Norwegii to dość deszczowy okres, musisz wiec być przygotowany na niego oraz na ujemne temperatury. W tym okresie większość promów już kursuje, mogą być nieczynne restauracje. Turystów jest za bardzo mało
Trasa - średnio wymagająca. Zrobiliśmy jakieś 10k przewyższeń. Za to bardzo krajobrazowa, na większości odcinków są boczne drogi.
Noclegi - spać można dosłownie wszędzie, spaliśmy w centrum miasta (Tromso, Setermoren) jak i u ludzi na ich terenie (po ich zgodzie). Noclegi w kwaterach są dość drogie i obok promów były zdecydowanie najdroższą zabawą podczas wyjazdu
Ceny - W zasadzie każdy odcinek miał swój market, a tam można zrobić naprawdę tanie zakupy. Drogie są piwo, warzywa, owoce. Ale zawsze jakaś promocja się trafiła i kupowaliśmy również i takie produkty ;-). Drogie jest jedzenie i picie w knajpach - za pizze zapłacisz ponad 100 pln a za piwo 80 pln.
Ludzie - życzliwi, ale musisz sam zadziałać aby w nich tą cechę wyzwolić.
Towarzystwo - Mariusz jest nie do zdarcia. Dziękuję Mu bardzo za super towarzystwo.
Generalnie wyjazd rewelacyjny - nie ma znaczenia pogoda itd. Warto i kropka. Polecam każdemu.
Co bym zmienił - możne dałbym sobie jeden czy dwa dni więcej - miałbym wtedy czas na Reine i na wspinaczkę po Reinebrigen.

Jeszcze w tajemnicy napiszę, że następny wyjazd to Marrakesz-Lizbona z Pyjtrem i Mariuszem ;-). Tym razem będzie cieplej....





  • DST 114.30km
  • Czas 06:12
  • VAVG 18.44km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płn Norwegia 2018 (Dzień 11): Setermoen-Nordkjosnbotn

Wtorek, 5 czerwca 2018 · dodano: 29.12.2018 | Komentarze 0



Noc spokojna i ciepła. Nad ranem budzą nas jakieś odgłosy - okazuje się że obok naszego namiotu trwają jakieś ćwiczenia wojskowe. Młodzi żołnierze biegają, ćwiczą itd. I to wszystko jakieś 5 m od nas. A my? na spokojnie - śniadanko i takie tam. Pogoda na razie spoko, nic nie pada, temperatura dodatnia, nie wieje. Ciuchy oczywiście nie wyschły, ale jak nie będzie padać to wyschną na nas ;-). Setermoren to jedno z większych miasteczek na naszej trasie.
Dzisiaj plan to Nordkjosnbotn jakieś 100 km od Setermoren. Dalej jedziemy bocznymi drogami, które jak zwykle nas nie zawodzą. Nie zawodzą pod kilkoma aspektami - są przewyższenia - a jakże, ale jest też i wspaniały klimat. Pusto i malowniczo - o taaaak!Po drodze - łoś, lisy i inne. Pogoda przez cały dzień znośna - w zasadzie nie pada, tylko kilka przelotnych gradobić i deszczy.


Na obiad również fajnie - wiatka nad rzeką.
Jeszcze pod koniec łapie nas mocniejszy wiatr.




  • DST 113.60km
  • Czas 06:00
  • VAVG 18.93km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płn Norwegia 2018 (Dzień 10): Steinsland-Setermoen

Poniedziałek, 4 czerwca 2018 · dodano: 29.12.2018 | Komentarze 0



Rano w naszym kontenerze ciepło i przyjemnie, a za oknem wieje i leje..
Czekamy na dziurę w deszczu - ma być około 12tej. Ciuszki ładnie przeschły.
Równo o 12tej wyjeżdżamy i od razu łapie nas deszcz, najpierw przelotny potem już na całego. Oj Norwegio, Norwegio. Daj się sobą nacieszyć..
Za to jedziemy fajną boczną i krajobrazową trasą przez góry i brzegiem morza. Okolica przepiękna. Norweski standard - samochodów brak, ludzi brak. Tylko gdyby pogoda się poprawiła, bez deszczu poproszę. Fajnie, bo jesteśmy coraz bliżej ośnieżonych gór - z oddali wydawało się że do połowy, a z bliska że całe są w śniegu.. Temperatura spada do 3 stopni, łapie nas grad, deszcz i tak w kółko.

Obiad jemy w jakieś szopie, byle tylko znaleźć suchy i bez wiatru kąt. Szopa jest rolnika który nawet nas mija, ale pozdrawia nas tylko i jedzie dalej. Fajną rzecz znajdujemy kilkanaście kilometrów dalej - a mianowicie taki socjalny kontener zrobiony przez lokalnych mieszkańców z którego korzystać może każdy, byle by tylko zostawił po sobie porządek. Sami spotykają się tutaj w określonych godzinach. Jest kawa, herbata, jakieś gry, grzejnik. Obok jest sklep w którym kupujemy pyszne ciacha. Wszystko czego potrzebujemy. Jest naprawdę zimno, więc każde taki miejsce jest na wagę złota. Nasze morale w tym lokalu mocno się podnosi. Super inicjatywa, super miejsce.

Ale niestety trza jechać dalej. Dzisiejszy nocleg planujemy w mieście jednostce wojskowej Setermoren. Mamy jeszcze jakieś 60km, ale pomimo zimna nie mogę się nasycić widokami jakie daje nam ta trasa. Dalej trasa pnie się jeszcze wyżej a tam łapie nas już normalny śnieg i temperatura w okolicach 0st. Marzniemy równo, szczególnie Mariusz.
Jedziemy tak jakąś godzinę, na szczęście potem droga obniża się a w raz z tym podnosi się temperatura.

Do Setermoren dojeżdżamy około 20.30. Idziemy od razu na zakupy, niestety piwka na poprawę humoru dzisiaj nie kupimy - sprzedaż tylko do 20tej. Namiot rozbijamy w jakimś parku. Rozbijamy szybko namioty i jak najszybciej gotujemy coś ciepłego. Temperatura lekko powyżej 0st. Ciężki dzień. 


  • DST 57.50km
  • Czas 02:40
  • VAVG 21.56km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płn Norwegia 2018 (Dzień 9): Lodingen-Steinsland

Niedziela, 3 czerwca 2018 · dodano: 29.12.2018 | Komentarze 0


Jako, że od rana leje i zimno decydujemy się na wyjazd z Lodingen dopiero po obiedzie. Ale i tak jedziemy cały czas w deszczu - zimno i mokro.
Śpimy w kontenerach za 600NOK



  • DST 131.51km
  • Czas 07:36
  • VAVG 17.30km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płn Norwegia 2018 (Dzień 8): Engan-Lodingen

Sobota, 2 czerwca 2018 · dodano: 27.12.2018 | Komentarze 0


Tym razem noc bardzo spokojna, bardzo dobrze się spało - Mario wybrał idealne miejsce. Też odpowiednia pora kiedy poszliśmy spać zrobiła swoje. Spałem jak zabity. Nocleg mamy nad jakąś zatoczką.

O 9.30 jesteśmy już w drodze. Wracamy na E10 mając nadzieję ze w soboty jeździ mniej TIRów. I chyba faktycznie tak jest. Pogoda pochmurna, mega rześko z rańca, ale zgodnie z prognozą zero deszczu.

Trasa pomimo tego, że jest znakowana jako E, biegnie przez niesamowite lasy i góry przypominające nasze Pieniny lub OPN tylko troszkę wyższe. Przejeżdżamy znowu przez mnóstwo tuneli z czego jeden na 4,5 km. "Ignorujemy" zakaz poruszania się w nim rowerami - niestety ale innego wyjścia nie mamy. Wiem, wiem - głupiego tłumaczenie.
Na szczęście ruch jest zerowy. A tunel jak marzenie - całe 4,5 km z górki.
Dzisiejszy dzień to cały czas lasy i góry. Teren mocno pofałdowany.
Finisz w Bognes gdzie mamy prom do dzisiejszego noclegu w Londingen. Na maxa wyczerpani i przemoczeni lecimy co sił na 19,40 na ostatni prom. Jesteśmy ostatni, ale jesteśmy. Dzięki Mariuszowi trzeba przyznać, bo cisnął aż iskry leciały. Cena za prom 152 NOK za naszą dwójkę. Płyniemy godzinkę.
W Londingen znajdujemy chatę i fajne miejsce na namioty. Ja decyduję się spać w chacie, Mario woli namiot. Rozpalam sobie ognisko, przygotowuję świeżutkie krewetki i czuję jak ze mnie schodzi zmęczenie. Pod koniec już nie miałem siły. Dobrze, że Mariusz przycisnął, bo pewnie sam bym nie zdążył. Za oknem mocno wieje i pada deszcz. Jutro pogoda ma się jeszcze bardziej zepsuć. Do Tromso mamy jakieś 350km i 5 dni. Na spokojnie, chcielibyśmy jeden dzień jeszcze pobyć w Tromso.



  • DST 103.69km
  • Czas 05:39
  • VAVG 18.35km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płn Norwegia 2018 (Dzień 7): Moskenes-Engan

Piątek, 1 czerwca 2018 · dodano: 27.12.2018 | Komentarze 0


Noc krótka, ptaszyska całą "noc" mordę darły i spać nie dały.
Nasze miejsce biwakowe, zaraz pod skałami
Dzisiaj musieliśmy wstać o 5tej, bo zaraz z rana mamy prom do Bodo. Wczoraj wieczorkiem jeszcze pojechaliśmy na sam koniec A - fajnie tak zobaczyć jak droga którą jedziesz i jedziesz od kilku dni po prostu się kończy - nie pojedziesz dalej, wszędzie woda i tyle.


Pomimo tego, że do promu mamy tylko 5 km to zdążyliśmy w ostatniej chwili. Morze na szczęście jest spokojne więc i ja siedzę spokojnie. Ciekawe czy co mnie dopadło ostatnio na promie to tylko chwilowa niedyspozycja czy choroba morska.
Prom który płynie z Moskenes do Bodo kosztuje 210 NOK od osoby i płynie 3h. Na statku jest bar, więc można się posilić. My jako, że mocno niedospani, całą drogę kimamy. Słyszę na promie kogoś mówiącego po polsku.

Ech, szkoda, że opuszczamy Lofoty - jest tutaj tyle pięknych miejsc, których nie zobaczyliśmy, że czuję bardzo duży niedosyt.
Kręcimy się trochę po Bodo, w porcie podglądamy sprzedawców krewetek itd. i jedziemy dalej.
Dzisiaj jak i jutro będziemy jechali trasą oznaczoną jako E. I na pewno będą TIRy... Ale akurat tutaj wyjścia nie ma. Łudzimy się jeszcze trochę, bo od Bodo jakieś 30 km jedziemy ścieżką, ale potem już tylko trasa..

Trasa.. i tunele, które również dla rowerzystów są jakimś tam stresem. Przeważnie długie, bez chodnika. Ale oświetlone i co jakiś czas z miejscem postojowym. Mijamy Fauske, które wg przewodników miało mieć piękny marmurowy ryneczek, a ma płytę marmurową - zresztą sami zobaczcie.

Robimy tutaj szybkie zapasy m.in butlę z gazem i dalej w drogę.
Dzisiaj więcej zjazdów jak podjazdów, ale i tak dostajemy w kość.
Ja od obiadu mam całkowity zanik power'u. Śpię na stojąco. Decydujemy się na nocleg po 100km około 19tej. Nadrobiliśmy już stracone km z początku wyjazdu więc na spokojnie możemy zarządzać sobie takie atrakcje. Trzeba odespać wczorajszą krótką "noc", odpocząć, pogadać, i przygotować alternatywy, bo znowu nadchodzi załamanie pogody. Do Tromso jakieś 500 km.



  • DST 159.18km
  • Czas 08:36
  • VAVG 18.51km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płn Norwegia 2018 (Dzień 6): Svolvaer-A

Czwartek, 31 maja 2018 · dodano: 26.12.2018 | Komentarze 2


Lofoty, ach Lofoty...
Wstajemy trochę później, ale akceptowalnie ;-). Pogoda jak drut!
Pierwsze km dzisiaj idą nam bardzo powoli i ciutkę nas demotywują na początku. Mocno pofałdowany teren robi swoje. Ale są też oczywiście i plusy. Mnóstwo plusów.. Piękne krajobrazy - góry, doliny, woda - mnóstwo wody o przeróżnych kolorach, kolorowe domki, niesamowite odcinki dróg itd. Jest tego cała masa. Wystarczająco aby dać nam kopa i zapomnieć o zmęczeniu. Mała szkoda, że większość restauracji jest jeszcze zamknięta. Dopiero od najbliższego weekendu co po niektóre zostaną otwarte. Nie zjemy więc tych specjałów - śmierdzących, ohydnych i tak obrzydliwych. Ech.., szkoda. Może coś jeszcze trafimy..



Trasa rowerowa do A poprzeplatana jest drogą szybkiego ruchu, więc samochodów więcej niż dotychczas, ale i tak tragedii nie ma. Cały czas lecimy brzegiem morza Norweskiego, a tam dalej Ocean Arktyczny. Jakie to wspaniałe uczucie...Darzę ten kawałek świata specjalnym uczuciem - wszystkie przeczytane książki od Centkiewiczów, po klasyków takich jak Nansen i inni zawsze pobudzały moją wyobraźnie kilkukrotnie  mocniej niż opisy z wypraw z innych zakątków świata. Teraz kiedy ocieram się o ten klimat czuję niesamowite emocje. Czuję się wspaniale! Kto wie, może kiedyś pojadę jeszcze dalej...
Po drodze mijamy trzy piękne wioseczki - Hannoya, Ramberg i wreszcie A w którym jesteśmy około 22. Długo szukamy miejsca na robicie namiotu - w tak mały miejscu trudno o jakieś ustronne miejsce. Ale w końcu jak zwykle się udaje i po małym rekonesansie około 1wszej leżymy w namiotach. Piękny to był dzień.