Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi LeeFuks z miasteczka Warszawa ul. Głębocka . Mam przejechane 60481.95 kilometrów w tym 1216.17 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.59 km/h i mam na wszystko...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy LeeFuks.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

abroad

Dystans całkowity:4362.17 km (w terenie 70.00 km; 1.60%)
Czas w ruchu:245:30
Średnia prędkość:17.77 km/h
Suma podjazdów:8763 m
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:94.83 km i 5h 20m
Więcej statystyk
  • DST 179.06km
  • Czas 08:27
  • VAVG 21.19km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraje Bałtyckie dz.V: Jurkalne - Kłajpeda

Czwartek, 16 czerwca 2016 · dodano: 02.07.2016 | Komentarze 0


Kolejna spokojna (pomimo wszystko) noc. Deszcz przestaje padać około 1.30, ale lało niemiłosiernie. Chyba był to jak do tej pory największy test HI TEC Twin2. Dał radę, ale bez zachwytu.
Ciuchy jak można było przewidzieć nie wysuszyły się do końca  w mojej latrynowej suszarni... ale zawsze trochę i  przynajmniej nie leżały w namiocie.
Miejsce noclegowe jest bardzo fajne -na dość dużej skarpie jest coś na wzór miejsca widokowego - ławeczka, stół dużo miejsca. Robię sobie śniadanie, pakuję mokry jak cholera namiot i jestem gotowy do drogi. Zakładam też mokre ciuchy bo deszcz pewnie zaraz znowu nawiedzi okolice, a jak nie, to jest to najlepszy sposób na wysuszenie. Pomijając, że jest  mgliście i mokro to bardzo fajne miejsce i dobrze, że się zdecydowałem tutaj nocować.
Dzisiaj chciałbym dojechać do Kłajpedy, a jeszcze lepiej gdyby udało mi się zdążyć na prom do Smyltyne (na mierzei kur) ok 21.15.
Deszcz zaczyna siąpić, i po chwili już znowu wszystko mokre, na domiar wszystkiego pojawia się coraz mocniejszy wiatr.
Jakieś 30 km po stracie spotykam rowerzystę z Niemiec - Jana. Chłopak wyruszył 1go maja na wyprawę dookoła Bałtyku. Szacun! Dla tych co to zawsze pytając o szczegóły takich wyjazdów, wzdychają, narzekają na wszystko co w ich mniemaniu ogranicza ich przed takimi wyjazdami, dodam, ze Jan to dość młody chłopak, który nigdy wcześniej nie jeździł dłuższych (jak jeden dzień) wyjazdów, ma pracę w której wziął bezpłatny urlop, zaoszczędził, zaplanował i pojechał..

Jedziemy razem jakąś 1 godzinę cały czas gadając.
Oczywiście wypytuję Go jakie miał przygody podczas trasy, co było najciekawsze ect. Janek opowiada mi co ciekawszego wydarzyło się  po drodze np. jak wymieniał sakwy, o nieskończonej ilości kapci, ale tez o pięknych miejscach i fajnych ludziach. 
W międzyczasie nawet nie zauważamy jak przestaje padać, gdzieś tam wychodzi słońce.Dla mnie Janka tempo jest trochę za słabe niestety, a szkoda bo chętnie bym z nim dojechał do końca. Niestety muszę jechać więc żegnamy się z moim niemieckim kolegą, zostawiając na siebie namiary.
Przed Lipawą wykorzystuję fakt, iż pogoda na chwilę się wyprostowała i zjadam na szybko obiad oczekując Janka. Spotykam go, ale już w Lipawie. Tak więc zwiedzanie miasta robimy sobie razem. Lipawa ne robi na mnie wrażenia - w porównaniu z Windawą jest chyba uboższa. W Windawie widać zainwestowaną kasę z UE, przynajmniej w centrum miasta. Tutaj czas się zatrzymał dobrych kilka lat temu. Może to tez kwestia wielkości miast etc.
Żegnam się z moim przemiłym towarzyszem - tym razem chyba już na dobre.
Następny przystanek to Pałąga - szkoda słów. To miasteczko już bardzo przypomina mi nasze nadmorskie klimaty. Brrrrrr. Tak bardzo różni się od napotkanych do tej pory wiosek i miasteczek, że szok.
Czas płynie, cisnę ile się da,aby zdążyć na prom. W Kłajpedzie jestem około 21wszej, ale okazuje się, że zmienił się rozkład i ostatni prom jest o 22giej. Ehhh. W międzyczasie sprawdzam sobie hostele i stwierdzam, że zostaję tutaj. Zdążę jeszcze na drugą połowę polska - Niemcy, a potem poszwędam się w trochę po Kłajpedzie. i git.
Nocleg w dość sympatycznym Hostelu Kłajpeda to 46 pln. Mam wszystko czego potrzebuje - kuchnia, prysznic łóżko. Wypadam szybko na mecz, a potem na spokojnie spacer po mieście itd. Jest super!!!

link do wszystkich zdjęć z tego dnia
Kategoria abroad


  • DST 158.80km
  • Czas 07:13
  • VAVG 22.00km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraje Bałtyckie dz.IV: Gipka - Jurkalne

Środa, 15 czerwca 2016 · dodano: 29.06.2016 | Komentarze 0

Wyjątkowo nie chce mi się wstawać...Ale jest taki ładny poranek, taki super widok z namiotu, że grzechem byłoby leżeć w namiocie. Biorę rzeczy na śniadanie i jem na skarpie, ech.... jeszcze zrobię sobie kawę, ech...Trudno, nie wyjadę wcześniej, ale jest mi tak przyjemnie że muszę się chwilkę pobyczyć. Nic to, ze po południu ma się pogoda zepsuć, ładujemy aku. Z drugiej strony, trudno uwierzyć żeby z takiej pogody zrobiły się wichury, deszcze i wszystko co najgorsze.
Po rozmowie z gościem z campingu okazuje się, że ceny są trochę wyższe jak mi wczoraj mówiono - namiot 5,5E prysznic 3 E. Matko, masakra z tym prysznicem. Szkoda mi trochę kasy, więc myję się w tym co jest ogólnodostępne.
Powoli to wszystko idzie, pogoda cały czas żyleta.
Po jakiś 15km dojeżdżam do Kolki, która kiedyś była wojskowym miasteczkiem do którego nie mieli wstępu turyści. Wygląda na to, że cała okolica była dość ważnym punktem jeżeli chodzi o wojsko czerwonych (a co nie było). Cumowały tutaj jednostki wojskowe, obok Kolki znajdują się dwa chyba z trzech największych radio radarów w Europie. Samo miasteczko też żywcem wzięte z filmów o agentach, szpiegach etc. Zaczyna się od drogi, która nagle robi się dziurawa jak ser szwajcarski. Potem miasteczko - cicho, buro i ponuro. Pozostałości po szlabanach, plotach, murach. Dziwnie jakoś. Sam przylądek bardzo ciekawy, fajnie jest być w takim miejscu.
Jadę dalej.

Za Kolka jakieś 30 km w stronę Windawy znajdują się właśnie te dwa radary. Jadę zobaczyć jak to wygląda. Tym razem klimat kojarzy się ze zdjęciami z Czarnobyla lub Sarajewa podczas wojny. Puste osiedla, puste mieszkania po których wiatr hula. Niesamowite wrażenie. Nieźle też wyglądają same mieszkania. Przez wybite szyby widać, że mieszkania są urządzone wszystkie tak samo.
Oglądam jeszcze radary i jadę dalej. Jadę i jadę... Droga pusta, zero wiosek i miasteczek. Od czasu do czasu morze. W Windawie łapie mnie deszcz. Z nadzieją, że przejdzie idę coś zjeść, ale deszcz nie daje za wygraną. Pizza ogromna, nie daję rady zjeść całej. Samo miasto bardzo ciekawe, wszędzie są figury krów - różnokolorowe, z różnego materiału. Fajne są też tutaj place zabaw, ogromne, z niesamowitymi elementami. Naprawdę robią wrażenie - batyskafy, rakiety i inne cuda. Niestety nie robię zdjęć bo boję się, że ktoś mnie posądzi o pedofilię czy coś. Najprawdopodobniej to miasto było organizatorem olimpiady jakiś czas temu. Sama Windawa to przede wszystkim port - wokół niego tętni życie miasta. Oprócz tego urokliwe uliczki, piękne domki.
Z trwogą patrzę na niebo, deszcz na chwilę przestał padać, ale w każdej chwili może się to zmienić. Jadę w kierunku Lipawy - bliźniaka Windawy. Raczej nie dojadę tam dzisiaj, ale chciałbym dojechać jak najbliżej. Deszcz znowu zaczyna padać. W końcu decyduje się robić w Jurkalme. Obok kościoła zjeżdżam na plażę przed którą znajduję idealne miejsce na biwak. Dużo miejsca - widok na morze, stół, ławka, latryna nawet jest. Szkoda tylko, że leje. Oczywiście nie jest to pole namiotowe, ale teraz kiedy nikogo tutaj nie ma idealnie się do tego nadaje. Podejmuję jeszcze próbę znalezienia campingu - moje rzeczy są na maxa przemoczone i przydałoby się je wysuszyć - ale niestety wszystko jest zamknięte. Na dodatek napotkany dziadzio na pytanie czy można się robić przy plaży odpowiada - "...cziemu niet, siezon jeścio nie naczał. Ty możesz rozbić twoju pałatku.." czy jakoś tak ;-).  W to mi graj. Po drodze, wymyślam że jako suszarnię wykorzystam latrynę ;-). Deszcz leje coraz mocniej i mam obawy czy mój namiot to wytrzyma. Zobaczymy co noc przyniesie..
link do wszystkich zdjęć z tego dnia


Kategoria abroad


  • DST 176.41km
  • Czas 07:42
  • VAVG 22.91km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraje Bałtyckie dz.III: Ryga (Većaki) - Gipka

Wtorek, 14 czerwca 2016 · dodano: 26.06.2016 | Komentarze 0


Tym razem noc przespałem jak  niemowlę. Chociaż od 5tej kręciłem się już jak bąk. Wstaję około 7.30  - toaleta, owsianka z widokiem na morze, pakowanie i śmigam dalej. Super jest to miejsce. Polecam każdemu kto będzie tędy przejeżdżał.
Dzisiaj planuję dojechać w okolice półwyspu Kolka. Muszę tez zaopatrzyć się w Rydze w kartusz, bo mój niestety się skończył. Do centrum Rygi mam jakieś 18 km, akurat na poranną rozgrzewkę. Przejeżdżam przez fabryczną dzielnice miasta. Sama Ryga jest miastem bardzo ładnym, sporo większym od Tallinna. Czuję się tez tutaj zdecydowanie bardziej klimaty rosyjskie (mają nawet pałacu kultury tylko trochę mniejszy). Jest też ruska/łotewska statua wolności wybudowana przed wojną. Oprócz tego dużo pięknych, secesyjnych kamienic, mało nowoczesnych biurowców. Kręcę się na spokojnie po mieście. Turystów jeszcze nie jest tak dużo jak w sezonie, w większości to Niemcy i Angole. W jednej z knajpek podłączam się do wi-fi i szukam jakiegoś sklepu turystycznego. Znajduje dwa w tym jeden idealne na mojej drodze. Ceny podobne jak w Polsce. Sklep w większości ma asortyment rowerowy, ale jest tez i dział turystyczny który ma wszystkie podstawowe gadżety. Jest dobrze.
Robię jeszcze zakupy w spożywczaku i kieruje się na Jurmałe. Zmieniam drogi z krajowych na "wojewódzkie". Jestem ciekaw - bo dużo ludzi mówiło, ze  potrafią czasami zamienić się w zwykłe szutrówki. Póki co do Jurmały jest piękny asfalt. Jurmała to stricte turystyczne miasteczko, jednak zdecydowanie różniące się od naszych - polskich odpowiedników. Wszystko jest tutaj spójne i urokliwe. Żadnych bud, sklepików itd. Nie bez powodu Łotysze często odwiedzają to miejsce. Tutaj tez zauważam, że jedna ze śrub trzymających siodło pękła. Cholera,to już chyba drugi czy trzeci raz mi się to przydarza. Czułem, że coś z siodłem jest nie tak, ale do teraz nie sprawdzałem. Szczęście, że wyszło to w miarę większym miasteczku. Później mogłoby być gorzej. Niestety nie mam takiej śruby. Szukam jakiegoś auto servisu, bo pewnie sklep ze śrubami to już za wiele. Pytam jakąś panią gdzie znajdę Auto Servis, mówię AUTO.... SERVICE...., a ta nie znaju. I myśli o co mi chodzi z tym auto service. Pokazuje, samochody itd. Ale kuleczki stykają się dopiero po kilku minutach.MASZINU!!! AAAA MSZINU, RIEMONT.... Okazuje się, że warsztat jest jakieś 50m ode mnie. super. A tam od razu zaczepiam mechanika, który popatrzył na mój problem, przyniósł kilka śrub, potem pomógł mi wykręcić drugą śrubę, która była już mocno wykrzywiona i cały czas bez słowa: a to przynosił jakieś śrubki, a to klucze.  I oczywiście nie chciał ani grosza. Siodełko naprawione. Można jechać. Kierunek - Kolka.
Droga pusta, biegnie przez okoliczne nadmorskie wioski. Niektóre są całkowicie puste, nie zamiesznałe. W jednej z wiosek nie mogę się powstrzymać i kupuje ryby wędzone. Pachną wyśmienicie - nie wiem co to za gatunek - nigdy nie widziałem takich ryb u nas nad morzem. Wyglądem przypominają smoka z tułowiem węgorza. Babcia zakręcona. Daję jej 10e i tam jakieś grosze aby mgła mi wydać. Babcia zaś liczy, liczy i wydaje mi z powrotem moje 10e. Staram się jej wytłumaczyć, że to ja dałem 10e i czekam na 5e. Nic to babcia patrzy na mnie i nic nie rozumie. Pokazuje nic. Patrzy i pewni się zastanawia czego ten jeszcze chce. Poddaje się i odjeżdżam. Starałem się.
Droga cały czas pusta, ale otoczenie zdecydowane ciekawsze od via baltica. Lasy, miasteczka itd. Jakieś 20 km przed Kolką zaczynam szukać noclegu. Ale w tej okolicy to dość trudne. Robię chyba z 10 podejść, aby dostać się do morza ale wszędzie czy to w lesie czy w okolicach plaży tereny prywatne i za cholerę nie da się tam podjechać. W końcu się poddaje i wybieram camping w wiosce Gipka. Jest około 23 ciej. Gość z restauracji mówi mi, że nocleg za namiot około 3e. Może być. Samo miejsce urokliwe. Na skarpie ustawiane beczki z wina w których się śpi, jest tez pole namiotowe itd. Wszystko pięknie nad morzem.
Oj mam już dość na dzisiaj, jeszzce moje rybki na kolację, morze i spać...
link do wszystkich zdjęć z tego dnia




Kategoria abroad


  • DST 157.42km
  • Czas 07:42
  • VAVG 20.44km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraje Bałtyckie dz.II: Takhuranna - Ryga (Većaki)

Poniedziałek, 13 czerwca 2016 · dodano: 23.06.2016 | Komentarze 0


Noc szybko mija, dość wzburzone morze nie pozwało mi o sobie zapomnieć. Za to nad ranem cisza, spokój, zero fal. Tylko słońce, piasek, morze i ptaki...Odsłaniam namiot, a tam żurawie jakieś 10 m ode mnie. Delektuję się tym pięknym miejscem jedząc śniadanie. Plaża zdecydowanie inna od naszych. Tutaj długa linia brzegowa, ogromne kamienie na brzegach. Fajnie to wygląda.
Jadąc już szutrówką w stronę trasy do Rygi znajduję tabliczki informujące, że to teren parku, ale przysięgam że wjeżdżając tutaj żadnych tabliczek nie widziałem.
Praktycznie cały dzień jadę A1 - jestem już  trochę zmęczony tą monotonią, ale co tam. Po prawej stronie od czasu do czasu prześwituje morze, czasami trafi się jakieś miejsce gdzie można si zatrzymać i popatrzeć na morze.Jedno miejsce piękniejsze od drugiego.
Gdzieś w okolicy 30 km przed i do 30 km po granicy droga zmienia się w plac budowy. Fizycznie rozkopany jest odcinek 10 km, natomiast pozostałe odcinki np nie mają pasów i powiem szczerze jechało mi się bardzo źle w takich warunkach. Przyzwyczaiłem się do nich, na nich czułem się bezpieczny etc. Teraz czuje się powiem szczerze trochę zagrożony. Wyprzedzające mnie tiry robią to bezpiecznie, ale pomimo to czuje się jakoś zagrożony. Nie mam swojego bezpiecznego terytorium...;-(.
Od jakiegoś czasu na trasie pojawiło się oznakowanie eurovelo, co jakiś czas przeplatające się z lokalnymi drogami. Ja trzymam się A1, chociaż kusi mnie bardzo zjechać z głównej drogi
Nocleg planuje kilka kilometrów od Rygi przed wioską turystyczną Većaki. Przy okazji robię zakupy w okolicznym sklepie, gdzie miejscowa sklepikara próbuje mnie oszukać na 2 ojro. Nie z polakami takie numery baby...
I znów miejsce piękne, spokojne. Jest dość wcześnie i mam czas czas aby czerpać to co najlepsze z tego miejsca. Zachód słońca, lekki wiaterek, morze, piasek...
Odczuwam lekki ból w okolicach ścięgna achillesa, mam nadzieję, że to przejdzie - jutro muszę popracować na ustawieniem siodełka..
link do wszystkich zdjęć z tego dnia




Kategoria abroad


  • DST 188.57km
  • Czas 07:34
  • VAVG 24.92km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraje Bałtyckie dz.I: Tallinn - Takhuranna

Niedziela, 12 czerwca 2016 · dodano: 21.06.2016 | Komentarze 0


Jak zwykle przez pół nocy nie mogę zasnąć, śnią mi jakieś głupoty. Noc w miarę ciepła. Wstaję o 7mej, pakuję się i wyjeżdżam. Nie ma nikogo w recepcji, zresztą też za bardzo nie szukam.
Na plaży która jest obok campingu zjadam śniadanie, a potem kieruje się w stronę centrum. Zwiedzam starówkę i okolice. Stare miasto jest wg mnie bardzo urokliwe i klimatowe. Za dużo tutaj co prawda kawiarenek i sklepów z bursztynami ale tak już chyba musi być. Polecam dzielnice Toompea. Wyjazd z Tallinna to już istna magia, same remonty, mało znaków itd. Błądzę trochę i tracę czas. Niestety z uwagi na ograniczony czas nie mogę pojechać wzdłuż wybrzeża Estońskiego i na wyspy. Kieruję się do Parnawy trasą via baltica. Wystarczająco szerokie pobocze, ruch stosunkowo słaby, wiatr lekko w plecy... jest dobrze.
Parnawa  - urokliwe miasteczko, stare kamieniczki, domki, port i uliczki. Zwiedzam, podziwiam.
Noc planuje gdzieś na plaży w okolicach Takhuranna. Z trasy co jakiś czas widać morze, ale dostęp do niego jest bardzo ograniczony. Wszędzie są prywatne tereny. Znajduję wreszcie jakiś wjazd do wioski, cicho, zero ludzi. Jadę szutrówką która prowadzi obok morza. Przedzieram sie przez szuwaru i znajduję idealne miejsce na rozbicie namiotu. To już chyba park - bo żurawie, łabędzie i inne ptaki są wszędzie. Ryzykuję..
link do pozostałych zdjęć z tego dnia


Kategoria abroad


  • DST 6.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 12.00km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraje Bałtyckie - podróż

Sobota, 11 czerwca 2016 · dodano: 21.06.2016 | Komentarze 0

Na mój pierwszy "dłuższy" wyjazd zagraniczny wybieram kraje Bałtyckie - Estonię, Łotwę i Litwę. Chcę jechać jak najbliżej morza, odwiedzić najważniejsze miasta i litewską część mierzei Kurońskiej. Miał być jeszcze obwód Kaliningradzki, ale nie będę (przynajmniej nie teraz) nabijał kabzy... Ubezpiecznie, voucher, wiza i opłata za wize....
Wybieram opcję dojazdu w jedną stronę busem i powrót na kołach do Polski. Akurat tak, ponieważ dla przewoników na tych liniach tj. Ecolines i Lux Express bardzo dużym problemem jest zabranie roweru. Pomimo skręcenia i spakowania roweru i tak do końca nie miałem pewności że kierowca mnie zabierze. Co więcej miałem nikłe nadziej ze tak się stanie. Dlatego tez zaplanowałem kilka "ataków" na rejsy do Tallinna.
Udało się za pierwszym razem, jednak straciłem na to trochę czasu i energii. Najpierw usłyszałem stanowcze "NIE" od kierowcy i milion powodów żeby roweru nie brać. Potem dołączyła się do tego pilotka, która chciała ode mnie pisemnego zezwolenia od centrali na zabranie roweru. Na nic moje tłumaczenia, że to właśnie w centrali powiedzieli mi, że to decyzja kierowcy i pilota jest kluczowa, a nie centrali. Tutaj usłyszałem coś zupełnie odwrotnego... I gadaj z takimi....
W końcu trochę zirytowany, mówię to dzwonimy do centrali - i tutaj jakby rysa, jakby coś pękło.. pilotka już inaczej ze mną gada, juz jest bardziej "friendly". Sama bierze telefon, dzwoni i już po minie widzę, że będzie dobrze.
Za to kierowca nie daje za wygraną. Tutaj jest beton. Teraz za duży karton, ale ja już mam to w dup... i pakuje karton do szafy z tyłu autobusu. Karton wchodzi idealnie i kierowca tylko z trzaskiem zamyka drzwi. Oczywiście obok mojego roweru i bagażu jest w tej szafie tylko jedna walizka..
Cena biletu w Ecolines to 160 pln za mnie i 100 pln za rower za bilet do Tallina z przesiadką w Rydze. Regulamin firmy mówi, że na trasie Ryga -Tallinn już rowery można przewozić bez problemu.I faktycznie, w Rydze inny zupełnie klimat. Kierowca grzeczny, pomaga mi zapakować rower - kultura i profesjonalizm. Tak jak być powinno. Warto kupić bilet do docelowego miejsca w sytuacji kiedy jest przesiadka, bo potem może zostać doliczona dodatkowa opłata 10E za bagaż. 
W Tallinnie jestem około 23.30 - zgodnie z planem. Z uwagi na "białe noce" o tej porze jest jeszcze jasno, więc na spokojnie skręcam rower i powoli jadę na miejski camping.
Miasto o tej porze nie śpi, młodzi ludzie szwędają się po ulicach, dużo rowerzystów itd
Przejeżdżam przez nowocześniejszą część miasta, mijam dużo nowoczesnych budynków ale tworzących jednolity, spójny architektonicznie krajobraz. Nie są to wieżowce, raczej 6 piętrowe budynki biurowe całe ze szkła i metalu.
Sam Camping schowany jest pomiędzy knajpa a jakimiś magazynami. Wjeżdżając tam, nie miałem przekonania że to dobra droga. I tak samo jest na Campingu. Sam asfalt i maleńki kawałek trawnika na namioty (chyba że jeszcze jakieś inne miejsce na namioty)
Recepcja zamknięta, więc rozbijam namiot, myje się idę spać. Cena za namiot 14E....





Kategoria abroad