Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi LeeFuks z miasteczka Warszawa ul. Głębocka . Mam przejechane 60481.95 kilometrów w tym 1216.17 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.59 km/h i mam na wszystko...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy LeeFuks.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

trasy i szlaki rowerowe

Dystans całkowity:10710.28 km (w terenie 442.00 km; 4.13%)
Czas w ruchu:558:47
Średnia prędkość:19.17 km/h
Maksymalna prędkość:60.21 km/h
Suma podjazdów:11791 m
Liczba aktywności:81
Średnio na aktywność:132.23 km i 6h 53m
Więcej statystyk
  • DST 229.67km
  • Teren 20.00km
  • Czas 10:51
  • VAVG 21.17km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Warmia i Mazury: Silec-Ostrołęka

Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 30.06.2014 | Komentarze 1

Rano, przebudziłem się około 3ciej - jest jasno jak w dzień. Daje sobie jeszcze 2 godz. O 6.30 śniadanie, kawa i o 7mej jestem na kołach. Miejscówka byłaby naprawdę spoko, gdyby nie mrówki i brak dostępu do jeziora. Kurcze wielka szkoda. Po drodze do Sztynortu cały czas są jakieś remonty dróg i kilka odcinków z sygnalizacją wahadłową. Dojeżdżam do Sztynortu, a tam port zawalony łodziami, żeglarze pewnie po upojnej nocy jeszcze śpią, bo ludzi brak.  Korzystam z darmowej łazienki i robię sobie mycie. Ufff od razu lepiej. Tutaj też na hamaczku robię sobie jeszcze 10 minutową przerwę. Ludzi przybywa, powoli wychodzą do łaźni.
Trasa ze Sztynortu do Pozedrza prowadzi przez lasy i łąki pomiędzy dwoma jeziorami - Dargin i Mamry. Przejeżdżam ten kawałek pochłaniając klimat miejsca. Na drodze do Kruklanek mijam kilka samochodów WRC - czyżby jakiś rajd? Włączam radio i okazuje się, że mamy 71 Rajd Polski - co za ignorant! Kilka takich samochodów mija mnie porykując. Nie pasują mi tutaj. Za Kruklankami masa samochodów chyba goni naszych rajdowców, nie wiem, chyba  chcą jak najszybciej dotrzeć i zająć dobre miejsca. Śmiesznie to wygląda. Najpierw w miarę spokojnie rajdowcy, a potem szybko, skuleni jak larwy w swoich podrasowanych kosiarkach amatorzy prędkości. Oczywiście rower nie pasuje tutaj i basta. Dobra - oby jak najszybciej stąd się wydostać. Kieruje się na Wydminy, a tam znak, że droga podczas rajdu zamknięta. Ku.. Jadę, kilka km nie wiem po co, by wreszcie napotkać policjantów którzy bardzo miło instruują mnie jak ominąć rajd itd. Okazuje się, że biegnie dokładnie moją trasą. No cóż, na szczęście mam do nadrobienia jakieś 10 km, więc wielkiego bólu nie ma. Tylko ten pociąg... Jadę, wg instrukcji, wjeżdżam do lasu, przępiekny klimat, cisza i doskonałe zapachy. Droga też pomimo że w lesie, w miarę utwardzona więc pokonuję ją bez problemów. Przynajmniej od tego wiatru odpocząłem. Dojeżdzam do Wydmin, zaczyna znowu kropić. Nie zastanawiając się długo, zajeżdżam pod parasole do okolicznej restauracji. Zamawiam zestaw śniadaniowy za 10 pln, a ta jajecznica, pomidory z cebulką, chlebek, herbatka. Tego mi było trzeba. Zjadam, odpoczywam, deszcz przestaje padać, po czym wjeżdżam na trasę do Orzysza i Pisza. Tam samochodów już jest bardzo sporo, wiatr wieje mocno, teren pofalowany i za chwilę dopada mnie kryzys.Do tej pory miałem bardzo mało odpoczynków - najdłuższy chyba z 15min i powoli  zaczynam to odczuwać. Muszę odpocząć, zebrać myśli i zastanowić się jak jechać dalej. Może nie warto się tak spieszyć. Postanawiam jednak spróbować - jak to mówią głupi ma zawsze szczęście - zobaczymy..Po drodze pytam jeszcze miejscowego czy trasa, którą wybrałem jest ok, podobno nie - przez las, można zabłądzić itd - ale jakoś tym razem nie wierzę Panu i jednak jadę po swojemu. I to był dobry wybór - droga - mocno ubity szuter - gdzie niejedna wojewódzka nie jest taka równa, a tutaj las i super klimat. Doga prosta jak kij - nie wiem o Panu chodziło.
Naładowałem się też tym kawałkiem, może do Ostrołęki wystarczy. Jak zdążę to naprawdę na styk. Gdyby nie fakt, że Asia się źle czuję, pewnie olałbym ten fakt i spokojnie jechał przed siebie. A tak - ciśniemy. Cały czas po wiatr.. W Piszu krótki odpoczynek, potem Kolno - jedno z gorszych miejsc i już wojewódzką trochę w innym kierunku z wiatrem z boku do samej Ostrołęki. Tutaj jest już lepiej, choć wiem że niestety zabraknie mi jakieś 30 min. Ale popylam. A nóż pociąg się spóźni czy coś. Ten kawałek też fajny bo pośród pól i lasów , ale droga fatalna. Jestem wypompowany. Pociąg miałem o 20.58 i dokładnie o tej porze mijam tablicę z napisem Ostrołęka. A dworzec pewnie jest na jakimś zadupiu jak znam życie... i mam rację. Dojeżdzam i od razu przypominam sobie że już tutaj kiedyś kiblowałem w nocy. A dworzec to po prostu rudera, zamknięta na trzy spusty. Nigdzie nie ma ławek - nawet na peronach. Jest na szczęście sklep w który kupuję piwko, chipsy i wodę. Najbliższy pociąg mam o 2.44. W międzyczasie okazuje się, że nie dogadałem się Asią co do autobusów i mam podobno coś o 21.20. Pytam miłego Pana czy daleko do dworca PKS, okazuje się że nie. No to pędzę, dopingowany przez miłego Pana. Na dworcu, oczywiście kicha - autobusu nie ma, ale Aśka mówi, że jest jeszcze jakiś do Krakowa przez Zachodnią o 22.50.Faktycznie coś takiego jest, więc czekam. Deszcz jak to było przez cały dzień, kropelkuje co kilkanaście minut. Ludzi brak, na rozkładzie pisze, że jeździ w wakacje - no to chyba już są wakacje myślę sobie. W necie też jest ten autobus. Musi się udać - myślę. 22.50 cisza, 23ta, 23.10 cisza. Siedzę, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty, a po Ostrołęce nie chcę mi się jeździć - bo to niezła dziura. Coś podjeżdża na 7my, tablica Kraków - nie wierzę. No to teraz na kota ze Shreka. "Weźmie mnie Pan z rowerem? eeee, no widzisz Pan że nie ma miejsca.. "(skąd ja to znam..). Ile razy to już przerabiałem, ale czuję że się uda. "Dobra pakuj się". Rower pakuję do środka autobusu - podobno w lukach nie ma miejsca, daję w łapę 17 pln za rower i jadę. Wyszło 50 pln - dużo drożej jak KM, ale trudno.
Podsumowując ten dzień: W połowie drogi odczułem trudy dnia wczorajszego, nieustający wiatr, mało przerw i ciągłe myślenie o tym, czy zdążę spowodowały, że do Ostrołęki przejechałem na oparach. Już dawno nie byłem tak wypompompowany. Na domiar złego pod koniec zaczęło mi uciekac powietrze z tylnego koła - i musiałem dwa razy dopompowywać  podczas drogi. Sama trasa fajna, wyłączjąc odcinki żółte i czerwone. Tam ruch bardzo duży i sporo wyprzedzania na gazetę. Odcinki lesne, polne - przepiekne i to one były mi tylko motorem na następne km. Najciekawsze miejsce trasa do Wydmin przez las i Sztynort.
Podsumowując cały wyjazd -  super (dużo odcinków wzdłuż czerwonego, żółtego i niebieskiego szlaku), gdyby nie ten wiatr. Ale tak już czasmi jest - nawet jak wszystko zaplanujesz....aa i pierwszy raz w życiu byłem na mazurach i nie pływałem...
Tia, planujemy ;-)
Tia, planujemy ;-) © LeeFuks
Sztynort od strony Dargina
Sztynort od strony Dargina © LeeFuks
A tutaj od strony jez.Mamry
A tutaj od strony jez.Mamry © LeeFuks
Z rana jak widać ruch jak na Marszałkowskiej
Z rana jak widać ruch jak na Marszałkowskiej © LeeFuks
Jeden z wielu wspólnych rusko-niemieckim cmentarzy z I wojny św
Jeden z wielu wspólnych rusko-niemieckim cmentarzy z I wojny św © LeeFuks
Jeden z wielu wspólnych rusko-niemieckim cmentarzy z I wojny św
Jeden z wielu wspólnych rusko-niemieckim cmentarzy z I wojny św © LeeFuks
A dookoła cały czas jest pięknie
A dookoła cały czas jest pięknie © LeeFuks
Gdzie ten Kubica?
Gdzie ten Kubica? © LeeFuks
Grądy Kruklaneckie - riuny mostu
Grądy Kruklaneckie - riuny mostu © LeeFuks
Nic dodać, nic ująć
Nic dodać, nic ująć © LeeFuks
Poprosze o takie znaki w Warszawie
Poprosze o takie znaki w Warszawie © LeeFuks
Pisz - rynek
Pisz - rynek © LeeFuks



  • DST 189.76km
  • Teren 10.00km
  • Czas 08:25
  • VAVG 22.55km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Warmia i Mazury: Działdowo-Silec

Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 30.06.2014 | Komentarze 0



Wyjazd córki zainspirował mnie do obrania kierunku na Warmię i Mazury. Chyba nie trzeba jakoś szczególnie uzasadniać tego wyboru. Oby tylko deszcz i grad nie spadł, a będzie super.
Wyjechać mogłem dopiero około 8mej, więc w tych okolicach wynajduję pociąg do Działdowa i sru. Pociąg zapchany, jedyny przedział z miejscami na rowery załadowany przez jakiś rajdowców. Ale tragedii nie ma, instaluję rower w wejściu (tak żeby nikomu nie przeszkadzał), a sam siadam obok w przedziale. Jest ok. W Działdowie jestem około 10.30. Mijając "rajdowców" macham im, jednak chyba nawet mnie nie zauważają...Obieram kierunek na Nidzicę i śmigam. Do samej Nidzicy ruch niewielki, a pogoda słoneczna, wiatr umiarkowany. Myślę sobie, że nareszcie trafiła mi się trasa ze znośnym wiatrem. Oby tak do końca..W Nidzicy kupuję sobie mapkę (niestety IT jak zwykle w weekendy nieczynna). Następne jest Jedwabne i Pasym. W tamtym roku miałem tutaj już przyjechać, ale zmiana planów Asi spowodowała, że dojechałem przed Mławę tylko. Nie wiem dlaczego, ale Pasym bardzo miło mi się kojarzy, szczególnie jak czasami przejeżdżam obok niego trasą na Szczytno - z daleka prezentuje się naprawdę bajkowo. Z bliska już tak ciekawie nie jest.Typowo zapuszczone polskie miasteczko.  Chłodzę się "lodkiem" i zabieram dupsko w dalszą drogę. Idzie mi, tak sobie, raz lepiej (bez wiatru) raz gorzej (z wiatrem, który z każdą chwilą wieje mocniej - ehhh).
Od Pasymia pogoda trochę się psuje, chmury zasłoniły całkiem niebo, zrobiło się chłodniej i tylko czekać jak lunie. Po drodze decyduję się  zmienić trasę na dłuższą, decydując się, na ominięcie Mrągowa, a obierając kierunek na Biskupiec i Św. Lipkę. Deszcz dopada mnie właśnie w Biskupcu, gdzie robię sobie przymusowy postój, siadając pod jednym ze sklepów na ryneczku. Po około 20 minutach można jechać dalej. Normalnie full romantic - siedzę pod jakimiś arkadami, zamyślony, w deszczu.. hehehe. Może by coś zjeść przynajmniej, ale nawet nie jestem jakoś bardzo głodny, zjadam tylko płatki z jogurtem. Zabrałem ze sobą palnik, ale chyba niepotrzebnie. Najwyżej ugotuję sobie coś na wieczór. Zastanawiam się gdzie będę kimał - w zasadzie można by już znaleźć jakieś miejsce kempingowe.
Wiatr, trochę podjazdów już dają mi się we znaki, czuję w nogach kilometry. Św. Lipka, Kętrzyn i kierunek Sztynort w którym chcę rozbić namiot. Wg mapy mam skręcić w prawo przed Sincem na Sztynort, ale widzę tylko jakąś nieoznakowaną drogę w las. Pytam miejscowych czy to dobra droga na Sztynort, okazuje się że tak, ale odradzają jazdę nią - "u nas dużo "dziczyzny" (hehehe), nawalonych małolatów jeżdżących bez prawka ta drogą, ale do mnie najbardziej przemawia ileś tam kilometrów brukiem... Obieram więc troszeczkę dłuższą trasę zgodnie ze wskazówkami "odpoczywających" już chłopaków. I chyba dobrze, bo jakieś pięć km dalej natrafiam na jeziorko, a obok niego na trzy działeczki nie ogrodzone, z ładnie skoszoną trawką. Po sprawdzeniu czy aby na pewno nikogo nie ma rozbijam namiot, odpalam kuchenkę i około 23 śpię jak dziecko.
Podsumowując: Ciekawa trasa w większości bocznymi drogami. Najciekawsze miejsce  - Reszel bez dwóch zdań. Piękne miasteczko z klimatem. Ruch mocno ograniczony. Akceptowalny dystans - jednak niestety wiatr znowu nie dał mi 100% radości z jazdy. A jutro nie będzie już taryfy ulgowej - trzeba dojechać do Ostrołęki na 20tą... a wg prognozy ma być nawet 7 w skali Beoforta z deszczem. I to prosto na mnie....

Spokój i cisza
Spokój i cisza © LeeFuks
Jezioro Kalwa z widokiem na Pasym
Jezioro Kalwa z widokiem na Pasym © LeeFuksPasym kawałek ryneczku
Pasym © LeeFuks
Pasym
Pasym © LeeFuks
Dźwierzuty-Kościół ewangielicki XIVw
Dźwierzuty-Kościół ewangielicki XIVw © LeeFuks
Warmia wita
Warmia wita © LeeFuks
Biskupiec - rynek
Biskupiec - rynek © LeeFuks
Paparazzi nie śpią
Paparazzi nie śpią © LeeFuks
Cisza, spokój - jest pięknie
Cisza, spokój - jest pięknie © LeeFuks
U kogoś na gospogarstwie
U kogoś na gospogarstwie © LeeFuks
Reszel - jedna z ulic z widokiem na Katedrę
Reszel - jedna z ulic z widokiem na Katedrę © LeeFuks
Reszel - zamek
Reszel - zamek © LeeFuks
I juz Mazury
I juz Mazury © LeeFuks
Św. Lipka
Św. Lipka © LeeFuks
Kętrzyn - zamek
Kętrzyn - zamek © LeeFuks



  • DST 118.69km
  • Czas 06:44
  • VAVG 17.63km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubelskie/Podkarpackie-dzień4(Lipsko-Przemyśl)

Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 18.06.2014 | Komentarze 0



Rano budzi nas cudny świergot ptaków i .. już trochę mniej piękny śpiew księdza. Okazuje się, że niedaleko jest cmentarz i pewnie kościół lub jakaś kaplica..
Dopiero teraz dostrzegam w jakim super miejscu się robiliśmy. Ehhh, nie udało nam się obudzić tak jak pierwszego dnia, ale i tak nie jest źle. Po 9tej, jesteśmy już na trasie. Kierunek Horyniec Zdrój. To małe miasteczko o statusie uzdrowiska. Pełno tutaj emerytów i ... pijaczków. Miasteczko się rozwija, wszędzie jakieś budowle. Oglądamy sobie uzdrowisko, robimy zakupy i śmigamy dalej. Pierwotnie planem na dzisiaj był Rzeszów, zobaczymy co z tego wyjdzie. Po drodze chcemy zobaczyć kilka cerkwi i dłuższą chwilę poszwędać się po Przemyślu. Dawno już tam nie byłem,a wspomnienia mam bardzo pozytywne. Pogoda się nie zmienia, robi sie coraz cieplej, choć od czasu do czasu pojawiają się chmury. Po drodze odnajdujemy kilka cerkwi (jednak nie są to wszystkie jakie mieliśmy w planie zwizytować w okolicy) jedne bardzo ładnie odrestaurowane, drugie zaś dogorywające gdzieś z boku. Okolica trochę się zmienia, przed nami zarysowują się Karpaty, droga też zaczyna trochę falować. Około południa zaczynamy szukać miejsca na obiad. Tym razem zjadamy gdzieś na prywatnej posesji. Z daleka wydawało nam się, że to taka sama wiata jak wczoraj, jednak z bliska widać, że pomimo nie ogordzonego terenu, ktoś sobie tutaj uwił gniazdko. Słońce świeci niemiłosiernie i bez słów decydujemy się  na postój w tym miejscu. Tak mocno świecące słonce jest w stanie zmęczyć jak największa góra i naprawdę potrzebujemy dłuższej chwili na złapanie oddechu. Na obiad cały czas to samo tj. makaron z sosikiem, a u Piotrka kiełbaska i warzywa. Dajemy sobie 1,5 godziny przerwy - mając też nadzieję, ze słońce trochę spuści z tonu. Nic z tego. Po obiedzie, praży tak samo jak przed, ale mamy nadzieję, że to  już końcówka. Jedziemy w kierunku  Przemyśla, który wita nas superowymi widoczkami, serpentynami i kilkoma nie powiem - wymagającymi podjazdami. Ostatnią górkę robię zlany potem jak nie wiem co. Ale za to na deser przecudny zjazd prawie do samego centrum. A tam tłumy ludzi -  z uwagi na dzisiejsze święto miasto zgotowało ludziom festyn... Ale co tam. Zwiedzamy, podziwiamy wszystko. Od staryhc, zapuszczonych po pięknie odnowione zabytki. Wszystko nam się podoba. Klimat tego miasta, infrastruktura, itd. Gwar ludzi niejako dopełnia tego wszystkiego. Pomimo, że ludzi jest w bród, nie czuję się stłoczony jak ma to miejsce np. w Wa-wie.  Podejmujemy decyzje, że tutaj zakończymy nasz wyjazd. W sumie fajnie - pocztek i koniec będą miały miejsce w dwóch pięknych miastach jakimi niewątpliwie są Lublin i Przemyśl. Jedziemy jeszcze na dworzec, który też oczywiście jest przepięknie odnowiony, potem wracamy na stare miasto. Na sam koniec siadamy na podsumowujące piwko i meeeeega zapiekankę w barku obok dworca. Do Rzeszowa jedziemy IR w którym strasznie wk... mnie pijany głupek popisujący się co chwila przed swoimi kolegami. Oburzony, ze nie pozwoliłem mu zapalić w naszym przedziale co chwila rzuca w naszym kierunku jakiś kretyński tekst, złowrogo patrząc na mnie.. Za to w Rzeszowie czeka na nas (przynajmniej na mnie ) miła niespodzianka. Powrót z Rzeszowa do Wa-wy zaplanowałem  Neo-Busem. Wcześniej upewniłem się czy przewóz roweru jest możliwy i za 30 pln (razem z rowerem) kupiłem bilet powrotny. Na dworcu czekał na mnie autobus z bardzo miłym kierowcą, który bez problemów zapakował mój rower do luku i sru.. Inna rzecz, że Piotrek, który biletu nie rezerwował wcześniej (miał kilka wariantów na powrót) miał już duży problem z powrotem i po kilku próbach (nieudana z Polskim Busem i NeoBusem) w końcu pojechał  z kilkugodzinym przymusowym opóźnieniem w Rzeszowie z NeoBusem za 75 pln z wielką łaska....
Podsumowując:
zrealizowaliśmy prawie cały plan, poznaliśmy wspaniałych ludzi i zwiedziliśmy trochę bardziej Przemyśl. Jeżeli chodzi o sprzęt etc. pomyłką było mocowanie worka z namiotem i materacem na sakwy z tyłu. Przez to, bardzo czasochłonne było wyciąganie aparatu i z lenistwa nie robiłem prawie wogóle zdjęc. Doatkowo urwał mi sie zaczep z lewej sakwy i ostatniego dnia, za każdym zjazdem modliłem się aby system naprawczy nie pękł,wkręcając mi się w koło...Chyba też czas pomysleć nad nowymu sakwami (teraz dopiero spostrzegłem jakie dziury mam w starych) - i chyba nie będą to już BIG dry.. Testowałem też matę samopompującą, jednak za każdym razem wybieralismy w miarę miękkie podłoże i trudno mi sie ustosunkiowac co do komfortu spania na czymś takim. Było miekko, nic mnie nie uwierało, jednak czy to sprawka matareca - nie wiem. Za to pompowanie  i składnaie - jak najbardzie jest to ok. Mata szybko się samopompuje i szybko się ją składa. Sprawdziłem nowe spodenki w dłuższej jeździe. Kupłemm MIMO ZIRO  .. i miałem obawy (patrząc na materiał z którego sa wykonane) że dupa mi się ugotuje podczas dłuższej jazdy. Nic z tego, fakt czułem dyskomfort - szczególne podczas postojów, ale żadnych odparzeń etc nie zanotowałem). Spodenki nie są idealne, ale nawet na dłuższe wyjazdy mogą być. I to chyba wszystko... dzięki Piotrek za miłe towarzystwo. W lipcu kierunek w przeciwną strone... ;-P

Nasza noclegownia gdzieś pod Narolem
Nasza noclegownia gdzieś pod Narolem © LeeFuks
Cerkiew greckokatolicka pw. Opieki NMP z XVIII wieku w Woli Wielkiej
Cerkiew greckokatolicka pw. Opieki NMP z XVIII wieku w Woli Wielkiej © LeeFuks
Dom zdrojowy w Horyńcu
Dom zdrojowy w Horyńcu © LeeFuks
Lubaczów
Lubaczów © LeeFuks

Cerkiew greckokatolicka pw. św. Dymitra Męczennika z XVIII wieku w Łukawcu
Cerkiew greckokatolicka pw. św. Dymitra Męczennika z XVIII wieku w Łukawcu © LeeFuks
Kościół rzymskokatolicki pw. Objawienia Pańskiego (Trzech Króli) z XVIII wieku w Łukawcu
Kościół rzymskokatolicki pw. Objawienia Pańskiego (Trzech Króli) z XVIII wieku w Łukawcu © LeeFuks
Warszawka przyjechała
Warszawka przyjechała © LeeFuks
Jakiś turysta na rowerze
Jakiś turysta na rowerze © LeeFuks
Miękisz Stary - Cerkiew Opieki Matki Bożej
Miękisz Stary - Cerkiew Opieki Matki Bożej © LeeFuks
Zdewastowane wnęrze cerkwi w Miękiszu Starym
Zdewastowane wnęrze cerkwi w Miękiszu Starym © LeeFuks
Ta droga nie przyniosła nic dobrego
Ta droga nie przyniosła nic dobrego © LeeFuks
Kamienice w Przemyślu
Kamienice w Przemyślu © LeeFuks
Klimatyczne uliczki w Przemyślu
Klimatyczne uliczki w Przemyślu © LeeFuks
Kamienice w Przemyślu
Kamienice w Przemyślu © LeeFuks
Muzeum fajek w Przemyślu
Muzeum fajek w Przemyślu © LeeFuks
Kościół Franciszkanów w Przemyślu
Kościół Franciszkanów w Przemyślu © LeeFuks
Znowu ten turysta
Znowu ten turysta © LeeFuks
Klimatyczne kamienice w Przemyślu
Klimatyczne kamienice w Przemyślu © LeeFuks
Przemyśl - dworzec PKP
Przemyśl - dworzec PKP © LeeFuks
Przepięknie odnowionw wnętrze dworca w Przemyślu
Przepięknie odnowionw wnętrze dworca w Przemyślu © LeeFuks
Zasłużone duże z pianką- smakuje wybornie
Zasłużone duże z pianką- smakuje wybornie © LeeFuks



  • DST 164.67km
  • Czas 08:28
  • VAVG 19.45km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubelskie/Podkarpackie-dzień3(Horodło-Lipsko)

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 17.06.2014 | Komentarze 2


Mieliśmy zamiar wstać około 7mej. tia.. to tyle z planów. Wstajemy o 9tej, a tam już usmażona ryba się do nas uśmiecha, pomidorki i herbatka. Ehh.. Pani Janina opowiada nam cały czas różne historie, nawet babcia na chwilkę wychodzi co by pogadać z zamiejscowymi. No cóż, miło tutaj - a może zostaniecie na obiad ;p-)? o nie. jechać trza. Zmywamy wczorajszy syf z rowerów, pakujemy się i w drogę. Ale najpierw jeszcze pani Janina oprowadza nas po Horodle, pokazuje nam dwa kościółki, opowiada o historii i problemach tej osady i takie tam. Jest bardzo miło. Na koniec udajemy się do domu w którym mieszkał mój teść, nad Bug i na wały Jagielońskie. Oj zapuszczone to Horodło. A to takie istotne historycznie miejsce... Mocno opóźnieni, wyjeżdżamy około 12tej. Masakra, ale nie żałujemy ani trochę. Poznajemy super ludzi, lokalną historię, nie z książek, tylko z opowieści lokalnej społeczności. Ale też wiemy, że osiągnąć nasz dzisiejszy cel tj. Horyniec Zdrój będzie bardzo ciężko. Może nie bardzo, bez przesady - jest prawie lato, ciepło, jedziemy we dwójkę itd. Więc jazda po ciemku, nawet będąc zmęczonym jest jak najbardziej do zrobienia. Ale zawsze to jeszcze ponad 150 km od południa.. Temperatura rośnie..morale nam trochę siada. Ale ciśniemy. Pierwsze km robimy bardzo sprawnie, jest nadzieja. Szybkie zwiedzanie Hrubieszowa, dalej kierunek na Masłomęcz i okoliczne cerkwie. Jako, że nie znajdujemy drogi do cerkwi w Gródku, kierujemy się bezpośrednio do Masłomęcza. Znajduje się tam, dopiero co otwarty skansen osady gotów zamieszkujących te okolice. Pięć chat, z których dobiegają odgłosy pracy starodawnymi metodami. Ognisko się pali, na płotach wiszą wygarbowane skóry. Z wiadomych powodów nie decydujemy się na zwiedzanie, chociaż potem mam moralniaka, że mogliśmy przynajmniej wrzucić 5 pln na tacę. Gadamy za to z jednym z pracowników - przebranym w odpowiednie łachmany. Fajnie to wygląda, miejmy nadzieje, że to miejsce przyciągnie turystów. Kolejny cel to zamek Kryłów - a raczej pozostałości po tym zamku. Sprawnie docieramy do Kryłowa, robimy zakupy obiadowe i sru szukamy jakiegoś fajnego miejsca na szamę. Obchodzimy zamek i ładujemy się do wiaty dla turystów. Można na trochę odpocząć od wszędobylskiego i męczącego słońca itd. Czas na obiad i dłuższy odpoczynek. Zamek trochę rozczarował, raz - ze względu na dość wysoki poziom wody w Bugu - wysepka na której leży jest praktycznie niewidoczna, dwa że ruiny są pozarastane wysokimi chaszczami. Ale i tak jest ciekawie i fanie. Nie spieszymy się (;-p) , gawędzimy sobie o duperelach i takie tam.Jedziemy dalej, ale czy dojedziemy do celu - raczej już w to nie wierzymy... Rozbijamy namioty jakieś 30 km od Horyńca. Jest 23, szukamy noclegu, ale po drodze same pola, wysoko zarośnięte. Widzę, ze Piotrek najchętniej pojechałby jeszcze trochę, ale albo jedziemy do samego Horyńca, albo walimy się tutaj.  W końcu chyba i On daje za wygraną i rozbijamy się na fajnej malutkiej polance na skraju lasu.. mi tam się podoba, a i Piotrek tez powoli się przekonuje. Gadamy, jemy, po czym po kilkuminutowej przerwie słyszę już tylko głośne hrrr....


W Horodelskiej gościnie
W Horodelskiej gościnie © LeeFuks

Koścoił św. Mikołaja w Horodle
Koścoił św. Mikołaja w Horodle © LeeFuks
Ołtarz kościoła św. Mikołaja
Ołtarz kościoła św. Mikołaja © LeeFuks
Ciekawy klęcznik
Ciekawy klęcznik © LeeFuks
Hrubieszów w remontach
Hrubieszów w remontach © LeeFuks
Cerkiew Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy w Hrubieszowie
Cerkiew Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy w Hrubieszowie © LeeFuks

Głodomór w akcji
Głodomór w akcji © LeeFuks
Kościółek po drodze
Kościółek po drodze © LeeFuks
Masłomęcz-wioska Gotów
Masłomęcz-wioska Gotów © LeeFuks
Obiad i chwila wytchnienia od słońca-Zamek Kryłów
Obiad i chwila wytchnienia od słońca-Zamek Kryłów © LeeFuks
Kryłów-penetracja ruin
Kryłów-penetracja ruin © LeeFuks
Pięknie, pięknie i jeszcze raz pięknie
Pięknie, pięknie i jeszcze raz pięknie © LeeFuks
Kolejna cerkiew
Kolejna cerkiew © LeeFuks
Piotrek śmiga, że aż miło
Piotrek śmiga, że aż miło © LeeFuks
Tego szukamy...Cerkiew grekokatolicka we wsi Budynin
Tego szukamy...Cerkiew grekokatolicka we wsi Budynin © LeeFuks
Dzień się kończy, jednak my jeszcze trochę pojeździmy
Dzień się kończy, jednak my jeszcze trochę pojeździmy © LeeFuks



  • DST 171.16km
  • Teren 20.00km
  • Czas 08:52
  • VAVG 19.30km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lubelskie/Podkarpackie-dzień2(Lublin-Horodło)

Piątek, 6 czerwca 2014 · dodano: 17.06.2014 | Komentarze 0


Budzę się dość wcześnie - bo około 6.00. jakoś nie chce mi się spać, Może to bliskość drogi, może po prostu cieszę się że jedziemy dalej. Zjadamy śniadanko, przegadujemy szybko trasę i około 7.30 jesteśmy już na kołach. Słońce zaczyna coraz bardziej grzać, a my sobie powoli jedziemy przebudowanymi drogami do centrum Lublina. Jest dość tłoczno, zapominam, że jestem dwa razy szerszy jak zwykle i bez sensu przeciskam się obok stojących samochodów. Zahaczam nawet dwa razy o lusterka, na szczęście bez żadnej szkody, a i kierowcy tez jeszcze jakby śpią. Ale sorki ;-p jak coś. W Lublinie, też jeszcze nie ma tłumów, więc można się spokojnie poszwędać po staromiejskich dróżynach. Ładnie tu. Zahaczamy o informację, zwiedzamy i gdzieś po godzinie ruszamy dalej. Mamy zamiar pojechać trochę nad Łęczną i ominać Chełm. Czuję, że Piotrek jest trochę zawiedziony, ale nic nie mówi. Jedziemy w słońcu, przez okoliczne wiochy, drogi są nawet ok. Chcemy jak najszybciej dotrzeć do granicy i potem puścić się wzdłuż na południe. Ludzi, samochodów itd brak. Za to drogi , jak to w Lubelskiem - beznadziejne. Co chwila dziury łatane beznadziejnym sposobem (jakaś kiepska mieszanina asfaltu z czymś tam jeszcze plus beznadziejna posypka z żwirku, która przykleja się do opon). Kurde!!  Mamy zamiar dojechać do Horodoła dzisjaj, bo tam może uda się załapać na nocleg u dalszej rodzinki. Fajnie by było się umyć itd. Trzymamy się ulicy zaraz przy samej granicy, jedziemy, a cały czas po lewej stronie płynie sobie Bug, Widać stronę ukrainską. Jedziemy prawie cały czas czerwonym szklakiem, asfaltem. est zielno, spokojnie, bociany towarzyszą nam i pilnują. Będąc jakieś 30 km od Horodła, zjeżdżamy z  drogi, na coś pomiędzy szutrówką, a asfaltem. Po chwili jak u nas (w Polsce) bywa, szlak się urywa, a droga się rozwidla.... wybieramy skręt w prawo bo tak wydaje się, że prowadzi mapa, ale po chwili już wiemy, że to był błąd,. Lądujemy przy samiutkiej granicy, gdzie tylko ślady terenoego samochodu straży uświadamiają nam, że tutaj rowerem z bagażem panie nie pojeździsz. Trawa na pół metra, tylko błoto, czasami jakiś rów który musimy pokonać na bosaka i tak przez godzinkę. W sumie martwimy się tylko szybko upływającym dniem - jak chcemy do jechać o przyzwoitej porze do Horodła, to ta trasa raczej nam tego nie ułatwi. Ale są tez plusy, nóżki ochłodzone. Za to rower jak zwykle uwalony jak ta lala... Jedziemy sobie, spokój, cisza i nawet słupki przygraniczne są jak na zawołanie.. komuś to poprawi morale i trochę śmiejąc się, trochę złorzecząc docieramy do asfaltu, a potem już do samego do Horodła. W miedzy czasie załatwiamy sobie nocleg u dalszej rodzinki - u Pani Janiny. Dojeżdżamy około 21wszej. Na jednej z bram czeka na nas sygnał rozpoznawczy w postaci torby na zakupy z okolicznej sieciówki. Ale nikogo nie ma... A tu pani Janina zachodzi nas od tyłu, z torbą z zakupami. Pierwotnie prosiłem tylko o miejsca na terenie ogródka, coby namioty rozbić, a kończy się na spaniu w domu, sytej i pysznej kolacji i pogaduchach do północy. Pani Janina smaży nam naleśniki, które zjadamy, aż miło. Na nic się zdało przekonywanie, że będziemy spali na ogrodzie.. w pokoju i już. Myjemy się i po północy kładziemy się spać. Oj wymagający to był dzień - szczególnie końcówka ;-)
Nasza baza dnia pierwszego - pole i kępka drzew
Nasza baza dnia pierwszego - pole i kępka drzew © LeeFuks
Lublin-stare miasto 1
Lublin-stare miasto 1 © LeeFuks
Lublin-stare miasto 2
Lublin-stare miasto 2 © LeeFuks
Lublin-stare miasto 3
Lublin-stare miasto 3 © LeeFuks
Lublin-pozostałości po kościele
Lublin-pozostałości po kościele © LeeFuks
Lublibn-każdy zwiedza jak potrafi
Lublibn-każdy zwiedza jak potrafi © LeeFuks
Lublin-brama grodzka
Lublin-brama grodzka © LeeFuks
Przerwa na obiad - w towarzystwie masy komarów
Przerwa na obiad - w towarzystwie masy komarów © LeeFuks
Dąb Bolko - trzeci pod względem wieku dąb w Polsce
Dąb Bolko - trzeci pod względem wieku dąb w Polsce © LeeFuks
Dworek, ale zapomiałem kogo
Dworek, ale zapomiałem kogo © LeeFuks
Przerwa podczas zdobywania przyranicznych szuwarobaz
Przerwa podczas zdobywania przyranicznych szuwarobaz © LeeFuks




  • DST 149.16km
  • Czas 07:12
  • VAVG 20.72km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łowicz i okolice

Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 2

Trasa: Głębocka-Bielany-Izabelin-Błonie-Grodzisk Maz-Radziejowice-Baranów-Wiskitki-Nowa Sucha-Sromów-Łowicz

Często zmieniający się wiatr w ostatnich dniach, wymusił przygotowanie kilku tras na wszelki wypadek. W końcu wybieram trasę na zachód tj. w rejony Łódzkiego - Łowicz może sama Łódź.
Jako, że pospałem sobie trochę, wyjechałem dopiero około 9tej. Tym razem wyjazd rozpoczynam z domu i jadę remontowaną Toruńską, Bielany, dalej Mościska,Borzęcin do samych Błoni. Trasa jest wąska, pełna samochodów. Do Błoni dojeżdżam około 12tej. Sama mieścinka bardzo sympatyczna powiem szczerze. Zawsze przejeżdżałem obok, nigdy nie zahaczając o "centrum", a tutaj zastaje mnie w miarę uporządkowane i spójne miasteczko. Następnie jadę do Grodziska - dalej drogami krajowymi, ruch samochodowy jest ogromny, a co gorsza jest wąsko i pełno Tirów. Męczy mnie ta trasa okropnie.Nie mam ochoty na jeżdżenie po samym Grodzisku, więc tylko szybki zakup jakiejś drożdżówki i chce jak najszybciej się stąd wydostać. Cały czas masy Tirów..Mam zamiar zjechać na Jaktorów (po co zjechać jak prowadzi tam prosta droga ;-)) , ale omyłkowo zjeżdżam w lewo i nieświadomy jadę w kierunku Radziejowic. Tego już za wiele. Musze sobie zrobić przerwę i pomyśleć co zrobię dalej. Zrobiło się słonecznie, ale cały czas wietrznie. Odpoczywam uspokajany przez las. Słońce i słodkie poprawia mi morale na tyle, że postanawiam nie odpuszczać Jaktorowa (muszę nadrobić parę kilometrów), perspektywa jazdy po tych drogach pomaga mi w podjęciu takiej decyzji. Tym razem wybieram inną trasę - przez Czarny Las i.... od tego momentu tak naprawdę można by zacząć ten wypad. Droga jest pusta, nawet kiedy prowadzi przez okoliczne wiochy. Mijam Jaktorów, potem Baranów i wzdłuż trasy S8 jadę do Wiskitek, by następnie odbić na Guzów. Tam bowiem, znajduje się pierwszy i chyba najważniejszy z punków na dzisiaj - niesamowity pałac neorenesansowy należący najpierw do Rodziny Ogińskich, a potem do Sobańskich. Nie mogę się na niego napatrzyć. Obok stoi kaplica równie ciekawa, odnowiona - idealnie kontrastująca z ponurym klimatem pałacu. Odpoczywam, wpatrując się cały czas  odrapane mury, wyobrażając sobie kolejne historie jakie mogły się tutaj wydarzyć. Posiedział bym jeszcze chwilę, pospacerował po pięknym parku, ale trzeba się zbierać. Bocznymi dróżkami, pięknymi zakrętasami pośród pól i lasów jadę do Sromowa, drugiego miejsca na dzisiaj.  Pomyślałem, że Święta to dobra okazja aby odwiedzić jakieś miejsce związane z kulturą i tradycją tych okolic. Wybór padł na muzeum ludowe w Sromowie. Bezsensownie łudzę się, ze będzie jeszcze otwarte. Ale też trochę jestem zawiedziony tym co zastaję. Brakuje mi czegoś w rodzaju chaty ze strzechą. Może muzeum nadrabia tym co jest w środku - niestety przekonam się o tym następnym razem. Dalej pośród pól i osad kieruję się do Łowicza i tam zamierzam zakończyć dzisiejszy wypad. Mam jeszcze chwilę, więc kręcie się trochę po tym ładnym mieście.
Ach.. gdyby nie ten początek, to napisał bym że wyjazd badzo udany. A tak.. pierwsza część do Grodziska beznadziejna - nieprędko się tam pojawię. Za to druga, to już inna bajka - samotne podróżowanie po wąskich drogach pośród pól i lasów, to jest jedna z tych rzeczy, którą w tym wszystkim lubię najbardziej. Polecam do podróżowania z dzieciaakami. Do tego pogoda przyzwoita , a czasami nawet słoneczna. Temperatura w okolicach 20tu stopni. Wiatr udało mi się jakoś zniwelować, ale czasami przy zmianie kierunku jazdy dało się odczuć jak wieje.






  • DST 295.86km
  • Czas 15:48
  • VAVG 18.73km/h
  • VMAX 53.52km/h
  • Temperatura 27.8°C
  • Podjazdy 1931m
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dęblin-Kraków

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 26.03.2014 | Komentarze 5


Trasa: Dęblin-Garbatka-Letnisko-Zwoleń-Czekarzewice-Bałtów-Ostrowiec Św-Opatów-Ujazd-Staszów-Nowy Korczyn-Nowe Brzesko-Kraków

Trasę ropoczynam w Dęblinie. Jest 1wsza w nocy, cicho i spokojnie. Temperatura około 8st. Wybór padł na Dęblin przynajmniej z dwóch powodów: raz - wg mnie ciekawsza trasa, dwa-gminy.Miałem tylko dylemat co z wiatrem.. Zgodnie z prognozami miał byc wiatr w kierunku wschodnim i północno wschodnim. Czyli w mordę ;-). Patrząc z jaką prędkością wiały wiatry w ostatnich kilku dniach obawiałem się, że może to być przeszkoda w zdobyciu Krakowa. Moze nie przeszkoda, ale utrudnienie. Ale jak to zwykle u mnie bywa - miałem nadzieję, że rozejdzie się po kościach. Eh...
Droga z Dęblina przez Wolę Klasztorną i Garbatkę Letnisko pusta, jedzie się naprawdę spokojnie. Wiatr wieje, ale akceptowalnie. Następnie zjeżdzam na 79 i spotykajac naprawdę rzadko samochody jadę przez Zwoleń, Ciepielów, Lipsko, by  w Czekrzewicach odbić na południe do Bałtowa. Już widno, słoneczko wschodzi, humor mi sie poprawia.


Niesteyty, po zmianie kierunku jazdy  wiatr zaczyna mocniej wiać, ale teraz to juz nie ma znaczenia. Trasy nie zmienię. Dojeżdzam do Bałtowa, który z jednej strony zaskakuje mnie spójnością i czystością, z drugiej wzbudza  kontrowersje miasteczkiem dinozaurów pośrodku. Ale ogólnie samą gminę oceniam pozytywnie, nawet bardzo. Ciekawe ile natury zostało zniszczone do przygotowania tego wszystkiego

Teren już pagórkowaty, ale bardzo przyjemny. Jakby nie wiatr to powiedziałbym zajeb.. Trochę ostrzejszych podjazdów (kilka razy muszę pchac rower), ale tez kilka naprawdę fajnych zjazdów. Dojeżdzam do Ostrowca Swiętokrzystkiego i dalej do Opatowa. To drugie miejsce (po Bałtowie) które chciałem zoabczyć. Wita mnie Kolagiata Sw. Marcina z XII wieku. Niestety, jest za wcześnie aby wejśc do środka. Odpoczywam trochę na ryneczku, delektuję się jego klimatem i śmigam na dłuższy popas jaki zaplanowałem w Ujeździe.
Samych kilometrów jako tako nie czuje, ale za to spać mi chce jak cholera. Zjeżdzam z głównej trasy i kieruje się do zamku. Tam przyjemny zjad prowadzi mnie pod same mury. Decyduję sie, nie zwiedzać zamku teraz, tylko najpierw zjeść, odpocząć, a potem na spokojnie zwiedzać. Rozwalam sie tuż u podnóży zamku. To lubię. Zamek Krzyżtopór jest naprawdę piękny, widać że Ossolińskim zależało na pokazaniu swojego bogactwa. Szkoda, że to tylko ruiny, pozbawione wszelkich ozdobników, ornamętów itd. Spędzam tam chyba ze dwie godziny. Jest bardzo ciepło, wskazaźnik na liczniku pokazuje 27.8 st. Ehh. Najwyższy czas jechac dalej. Wiatr nie zmienia się, cały czas wieje na mnie lub przynajmniej z ukosa. Decyduję się troche zmienić plany i ustawić się trochę bardziej z boku. Dojeżdzam do Staszowa, Stopnicy, a potem jadę juz w kierunku zachodnim prosto do Krakowa.
 

Samochodów juz trochę wiecej, ale tragedii nie ma. Jadę przez Nowy Korczyn,Koszyce, Nowe Brzesko. Jest już ciemno. Ale tutaj miła niespodzianka. Trasa (przynajmniej w kierunku Krakowa) jest przyjemnie pofalowana, co powoduje, że przed trzema większymi gminami zaczynają się podjazdy, które pozowalają na wjazdy do tych gmin z górki. Daje mi to bardzo duzo radości, tym bardziej, ze kilometry tym razem juz naprawde czuję..
Do kKrakowa dojeżdzam około 22.30. Na nocleg zajeżdzam do przyjaciól w Pogórzu. jakby nie ten wiatr to napisałbym, że trasa bardzo ciekawa, szczególnie odcinek Czekarzewice-Nowy Korczyn
Przy tak długiej jeździe warto dopisać coś o siodełku i nowym kole. Otóż chyba znalazłem najlepsza dla siebie pozycję - nie czułem żadnych problemów jeżeli chodzi o drętwienie i siedzienie. jechało sie naprawde dobrze. Koło, piasta - pierwsze 300 km . Jak narazie bardzo dobrze.
Link do wszystkich zdjęć



  • DST 269.73km
  • Teren 11.00km
  • Czas 11:35
  • VAVG 23.29km/h
  • VMAX 43.74km/h
  • Temperatura 3.3°C
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlakiem Pilicy

Niedziela, 17 listopada 2013 · dodano: 18.11.2013 | Komentarze 6

Trasa:
Piotrków Trybulaski-Smardzewice-Tomaszów Maz-Spała-Konewka-Inowłódź-Rzeczyca-Nowe Miasto nad Pilicą-Michałowice-Promna-Warka-Góra Kalwaria-karczew-Otwock-Warszawa

Dylematów miałem co nie miara przy planowaniu kolejnego wyjazdu. Z jednej strony żonka dała dyspensę na dwa dni, z drugiej człowiek ma wątpliwości czy aby nie warto tego czasu spędzic z rodziną - bo weekend to jednyny czas kiedy tak naprawdę możemy być razem. Kolejny dylemat to wczesny zmrok i przy wyborze dłuższej trasy jazda po zmroku. Jakoś ostatnimi czasy dosć dużo tych jazd po ciemku było i juz chyba mam lekki przesyt. Wybieram opcję jednodniową, ale z jada po ciemku..jednak.
W pociągu troche mnie wpienił przedział rowerowy, który ni edo końca został przysposobiony dola rowerów. Sa sotojaki, ale nikt sie nie zastanowił, że rowery trzeba jakos wnieść. A wnieśc można przez kącik w którym dawnej segregowano listy.. drzwi na max 50 cm. A szerokie drzyw na stałe zanitowane.. Zwracam uwage kierowniczce pociągu, która pomimo szczerych chęci nic nie moze zrobić. Szczęście w nieszczęsciu w pociągu była kontrola PKP i powyższa ściema miała zostac zgłoszona.
Jazdę zaczynam od Piotrkowa i od razu kieruję sie nad Zalew Sulejowski. Temperatura 3.3 i szału nie ma. Bez rozgrzewki jest mi troche zimno. Wszędzie gęsto i wilgotno - i taka aura bedzie niestety towarzyszyła mi do końca. Nad zalewem zjadam coś na szybko i ruszam w kierunki Jelenia gdzie znajduje się jeden z czterech moich punktów docelowych - schron kolejowy - pozostałosc poniemieckiej bytności. Dojazd do bunkra nie jest taki prosty, najlepiej trzymać sie zielonego szlaku. Kolejny punkt to drugi bliźniaczy bunkier w Konewce - tutaj znajduje sie też małe muzeum II wojny światowej. Po Konewce - kierunek runiny zamku w Inowłodzu. Zależało mi aby wszystkie cztery rzeczy zobaczyć za dnia wobec czego spieszę się bo jest już po 15tej. Na szczeście jedynym plusem tej pogody jest wiatr który przez większość trasy mam w plecy. Na zamku jestem około 16tej i kiedy kończe posiłek jest już ciemno. Szkoda, trasa wzdłuż Pilicy jest bardzo malownicza (przynajmniej na kajaku, którym płynąłem tutaj z córeczką w sierpniu). Miałem nadzieję, że chociaz troszeczkę uświadczę tego klimatu. Robi się coraz wilgotniej, pojawiła się mrzawka i gęsta mgła - temperatura w okolicach 5 st. Mijam okoliczne wioski i miasteczka - puste, zamglone.. Od czasu do czasu ulicą spacerują młodzi ludzie, czasami grupki siedzą w zaparkowanych przy ulicach samochodach lub poprostu stoją pod sklepami. Dojeżdzam do Nowego Miasta i potem prosto trasą do Góry Kalwarii i Warszawy. W domu jestem około 00.30. Źle rozplanowałem sobie jedzienie i picie co w końcówce bardzo dało mi się we znaki. Trasa bardzo fajna, troche żałuję Pilicy, ale jak sie nie ma tego co się lubi...

PKP - źródło inspiracji © LeeFuks

PKP- nikt stad nie wyjdzie © LeeFuks

Zalew Sulejowski © LeeFuks

Zalew Sulejowski vs Pilica © LeeFuks

..chyba w Rzeczycy © LeeFuks

Hmm gdzie ja jestem © LeeFuks

Schron kolejowy - Jeleń © LeeFuks

Jeleń schron kolejowy © LeeFuks

Tomaszów Mazowiecki - kościół św. Marcina © LeeFuks

Pilica © LeeFuks

Spała jeden z budynków w "centrum" © LeeFuks

Konewka Bnh - wejście do schronu © LeeFuks

Konewka - muzeum © LeeFuks

Czas tutaj stanął w miejscu © LeeFuks

Kiedyś to była synagoga © LeeFuks

Inowłódz - widok na całość ruin © LeeFuks

Inowłódz - ruiny zamku © LeeFuks


  • DST 218.36km
  • Czas 09:26
  • VAVG 23.15km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

nie ma jak lato jesienią - wschód (nadburzański szlak)

Piątek, 25 października 2013 · dodano: 27.10.2013 | Komentarze 5

Trasa:
Czeremcha-Mielnik-Janów Podlaski-Terespol-Kodeń-Włodawa



I ja korzystam z piękniej pogody i robię sobie dwudniowy wypadzik. Cel Połączyć początek z końcem... ;-). Jadę w moje ulubione klimaty tj. na wschód. Zaczynam od Czeremchy - wczesnym rankiem przybywam tam pociągiem i fru. Jest gęsta mgła i żeśko ale dla mnie ok. Kieruję się w stronę Mielnika, który robi na mnie bardzo dobre wrażenie jak gmina. Zadbane, dobre opisane, z ciekawą ofertą turystyczną i kinem miasteczko wyróżnia się na tle dogorywającego rodzeństwa w Polsce. Pierwotnie miałem pojechac do Niemirowa, ale zbyt niskim poziom wody w Bugu sprawił, że przeprawa est nieczynna (na szczęście nie pojechałem tam). Próbuję, zatem w Mielniku. Dojjżdzam akurat na początek przerwy... masz ci los. Najbliższy most to 8km stąd (w przeciwnym do mojego kierunku)- wiec nie czekam tylko śmigam. Jak się okazuje to stary most kolejowy z poboczem z desek którym można przejechać rowerem. Jest piękna pogoda (w okolicach 23st). Las pachnie grzybami - zresztą nie tylko pachnie. Lasy Mielnickie obfitują w grzyby - za każdym razem jak się zatrzymuję znajduję przynajmniej 10 sporych sztuk bez większego wysiłku. Łza się w oku kręci...Jest przepięknie - zerowy ruch, zapachy, kolory i cisza..Cały czas jadę zielonym szlakiem. Jest tak wilgotno, że klocki z tyłu które myślałem, że spokojnie wystarczą na ten wyjazd starły się błyskawicznie. Dojeżdżam do Janowa Podlaskiego jak słońce zaczyna zachodzić. Około 18-19 jest już ciemno, więc trasą jadę już w kierunku Kodenia i Włodawy. trasę co chwila przecina czerwony szlak Nadburzańskiego szlaku rowerowego do Hrubieszowa. Po 190 km nowe siodełko zaczyna si,ę dawać we znaki (tj chyba to siodełko, a nie np. zdezelowany pampers). Nocleg znajduję 5 km od Włodawy na polu opodal jednej z nitek Włodawki. Jestem styrany, ale podróż do Janowa przyniosła mi tyle radości, że mam wszystko w duu..
więcej zdjęć

  • DST 249.96km
  • Teren 60.00km
  • Czas 11:56
  • VAVG 20.95km/h
  • Sprzęt Jimi Hendrix
  • Aktywność Jazda na rowerze

R10-Pomorze Zachodnie & finał Tall Ship Races

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · dodano: 09.08.2013 | Komentarze 1

Pomysł był aby jak się uda pojechać polskim odcinkiem R10 do Międzywodzia, potem do Wolina i do Szczecina na kończące się Tall Ship Races
Finał Tall Ship races-Goetheborg © LeeFuks

Ale jak zwykle został troszeczkę zmodyfikowany... Z Łaz wyruszam o świcie. Jest cicho i słychać tylko szum morza. Sklepy i budy są pozamykane, wszystkie nadmorskie miasteczka do godz. 7mej są spokojne, ale na wakacje wyzbyte ze swoich charakterów. Wszystkie wyglądają tak samo - w płytowo-blaszanych kombinezonach czekają na przemarsz dzikiej chordy antyglobalistów..(może kapitalistów). Szybko dojeżdżam do Gąsek, gdzie zatrzymuję się na chwile aby spojrzeć na wschód słońca i jadę dalej. Szlak R10 po tej stronie Polski jest fatalnie oznakowany (lub w ogóle), miesza się z innymi szlakami i w większości tak naprawdę jechałem na czuja. To prawda - coś się zmienia, coś powstaje, ale brak całościowego połączenia szlaku psuje wszystko. Dużo jest odcinków leśnych, co z większym bagażem może znacząco utrudniać podróżowanie, ale nie są też to odcinki jakoś szczególnie długie. Jako, że prawie wszystkie miejsca na trasie przynajmniej raz już kiedyś odwiedziłem, nie mogę powiedzieć, że trasa powaliła mnie na kolana, jednak kilka miejsc jest naprawdę wartych polecenia jak np. Trzebiatów, Wolin i Szczecin. Trzebiatów ze względu na swój klimat - piękne miasteczko z ciekawą architekturą. Kolorowe budynki, wąskie uliczki i górujący nad miasteczkiem Kościół czynią to miejsce bardo klimatycznym. Na ryneczku poznałem starszego Pana, który jak się okazało był Honorowym Krwiodawcą, szczycącym się największą ilością oddane krwi w Polsce (czy to prawda - nie interesuje mnie to, ważne że opowiedział mi trochę o Trzebiatowie i był bardzo zabawny uczynił te chwile kiedy sobie gadaliśmy bardzo przyjemnymi).
Trzebiatów - wjazd do miasta © LeeFuks

Trzebiatów - budyni na Rynku © LeeFuks

Trzebiatów - od tyłu © LeeFuks

Wolin - za odcinek Międzywodzie - Wolin (no prawie Wolin). Przez niespełna 20 km jedziemy ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Dziwnej, która szeroko rozlewa po lewej stronie się tworząc bajkowe krajobrazy.

Sam Wolin (byłem tutaj pierwszy raz) już taki super nie jest, ale daje mu plusy za osadę na Dziwnej
Wolin-osada na Dziwnej © LeeFuks

i wzgórze Wisielców z ciekawie usytuowanymi kurhanami. Jako, że czas mnie jak zwykle gonił musiałem się wesprzeć PKP i podjechać z Wolina do Szczecina (ale może to i dobrze - traska dookoła zalewu wygląda bardzo ciekawie - więc zostawia ją na next time). Jadąc pociągiem do Szczecina oczywiście trafiam na wagon w którym siedzi czterech Polaków i dwóch Niemców. Impreza trawa na dobre, jeden z Polaków trochę zna angielski i niemiecki i jakoś tam się dogadują, ale najlepsze jest kiedy pytania schodzą na rodzinę i na pytanie o żonę Niemiec odpowiada, że tam siedzi (pokazując na drugiego Niemca....), najpierw ten który rozumiał - powoli trawi po czym patrzy na rodaków i cedzi - "Ty On chyba mówi, ze ten drugi to jego chłopak.." - miny, łapanie się za głowy, jęki - ale tez próby powstrzymania się reakcji - niezapomniane i bezcenne... muszę też oddać chłopakom z Polski, że pod koniec imprezy podeszli do Niemców na pożegnanie i powiedzieli im, że ich szanują i nic im do tego.. Pięknie!
Szczecin - tutaj chyba największa niespodzianka - piękne miasto (tez jest tutaj po raz pierwszy), klimatowe, piękna architektura no i to co w porcie.. dla mnie orgia w biały dzień. Najpiękniejsze żaglowce na wyciągnięcie ręki, wieczorem klimatu dodała muzyka z poszczególnych jednostek i oświetlenie. Trochę dużo ludzi, ale też ciśnienie medialne było duże - zresztą co się dziwić - Szczecin ma się czym chwalić.


Wyjeżdżając po północy, wszędzie pełno ludzi, miasto cały czas żyje..Pięknie. Na pewno tutaj wrócę. Jeszcze nocny wypad do Stargardu - bo stamtąd właśnie mam pociąg do Koszalina. Traska bardzo spokojna, mały ruch i fajna pogoda - sama przyjemność.
Link do reszty zdjęć
Mapka dla odcinka Łazy-Wolin